~♥~
Na wstępie chcę podziękować WSZYSTKIM, którzy czytają moje opowiadanie i przełamali granicę tysiąca wyświetleń! KOCHAM WAS WSZYSTKICH! Jeżeli znacie kogoś kto lubi takie fanfici czy ogólnie to możecie mnie polecić :) dziękuję z całego serca @angelikajokiel
~♥~
Zostały 3 dni do urodzin Daniela a ja wciąż nie miałam dla niego prezentu.
Gdybym poprosiła chłopaków o pomoc to z pewnością usłyszałabym jedną odpowiedź, jaką byłby seks. Tak więc nie widzę sensu rzucenia im hasła. Siedziałam na ganku przed laptopem i sprawdzałam strony ulubionych marek Skipa. Po godzinie szukania czegoś, co mu się spodoba lub przyda zdałam sobie sprawę, że te sieci mi nie pomogą. Mogłam mu kupić koszulkę z Obey, ale zapewne już taką ma, lub dostanie. A trochę bez sensu by było, gdyby miał dwie takie same T-shirty, w tych samych kolorach i wzorach.
Poddałam się. Odłożyłam laptopa na podłogę i zamknęłam oczy. Próbowałam wymyślić coś oryginalnego, jednak nic mi nie wpadało do głowy. Wpatrywałam się w niebo. Zawsze gdy to robię dostaję olśnienia, ale nic z tego nie wyszło. Może działało to tylko w Polsce? Nie wiem. Postanowiłam poradzić się przyjaciela z Polski. Uruchomiłam ponownie laptopa, weszłam na Facebooka i napisałam do niego prosząc o poradę. Niestety, wróciłam do punktu wyjścia - stwierdził, to samo co stwierdziliby chłopcy. Zadaję sie z samymi zboczeńcami... Sprawdziłam chat i napisałam do koleżanki, która jednak nie miała pomysłu na prezent. Popisałam z nią chwilkę, podziękowałam za chęci i wylogowałam się. Udałam się do domu, gdyż na ganku powoli dosięgały mnie promienie słoneczne, a dzisiaj było wystarczająco gorąco. Weszłam do salonu, położyłam się na kanapie i głośno westchnęłam.
- Rozumiem, że coś cię trapi - John właśnie przewrócił kotlet na drugą stronę.
- Tak i to coś wielkiego - odwróciłam się do niego.
- Mogę wiedzieć co?
- Mój chłopak, Daniel ma za 3 dni urodziny, a ja wciąż nie mam dla niego prezentu.
- Więc potrzebujesz porady?
- No tak.
- Sprawdź w internecie. Może znajdziesz coś ciekawego? - mężczyzna włożył mięso w bułkę i usiadł obok mnie.
- To już było.
- I?
- I nic. Koszulki mu nie kupię, bo pewnie już taką ma albo dostanie, więc nie widzę sensu.
- A pytałaś o pomoc chłopaków? - staruszek wziął kolejnego kęsa kanapki.
- A według ciebie co by uznali za dobry pomysł na prezent?
- Dobra, nie pytałem - ojczym zaczerwienił się.
- No właśnie. Potrzebuję czegoś oryginalnego... Mama wciąż robi zakupy?
- Tak, a co?
- Pójdę jej pomóc - wstałam, wzięłam z ławy telefon i wyszłam z domu.
Stanęłam na ulicy i rozejrzałam się. Chwilę się zastanawiałam w którą stronę jest Barney's i poszłam w jego kierunku. Po 5 minutach byłam w sklepie. Mama była druga w kolejce do kasy.
- Hej mamo - podeszłam do niej i zagadałam po polsku.
- Cześć. Jak tam poszukiwania prezentu? - ludzie w sklepie dziwnie się na nas patrzyli.
- Kiepsko. Nie mogę nic znaleźć. Co mi kupisz? - popatrzyłam po zakupach rozłożonych na taśmie.
- Eh... Idź i sobie coś wybierz. Byle szybko, bo nie zamierzam tracić kolejki.
Na słowa mamy poszłam w głąb sklepu i wzięłam 4 paczki Skittles'ów i 2 opakowania Nic Nac'sów. Mama już się kasowała. Spojrzała na to co przyniosłam i zrobiła wielkie oczy.
- Ty tak na serio? - zapytała, chowając skasowane produkty do papierowej torby.
- A widzisz, bym się śmiała? - starałam się nie uśmiechnąć.
Mama zapłaciła za wszystko, podzieliłyśmy się zakupami i udałyśmy w kierunku domu.
- Chciałaś pogadać? - zapytała.
- Nie, skądże! Skąd w ogóle ten pomysł?
- Jak chcesz pogadać to mi pomagasz nosić zakupy. Więc o co chodzi?
- No ok. Nie wiem co kupić Danielowi na urodziny. Sprawdzałam już wszystko, jakieś koszulki itp, ale mi nic się w oczy nie rzuciło. A bez sensu kupic coś, co już ma.
- A kolegów pytałaś lub Johna?
- Jak myślisz, z czym wypalą chłopcy? - spojrzałam na nią.
- Ah... No tak. Ale ty nie...?
- Nie! Jak mogłaś w ogóle o tym pomyśleć?!
- No przepraszam, ale wiesz...
- Dobra, zapomnij... Więc jak, masz jakiś pomysł?
Mama chwilę się zastanawiała, ale po jej minie można było wywnioskować, że nic nie wymyśli.
- Przykro mi. A do kiedy masz czas? - zapytała?
- Do czwartku.
- Łe, to jeszcze masz czas!
Doszłyśmy do domu, zjadłam część moich słodyczy, kolację i poszłam spać.
Następne dwa dni w szkole minęły dość spokojnie. W szkole prócz głupich spojrzeń ludzi nie przytrafiło mi się nic złego. Nauczyciele jeszcze nie mogą mnie pytać, robić kartkówek czy sprawdzianów, więc wtedy po prostu wychodzę na korytarz, do uszu wkładam słuchawki "kotwice" i całą lekcje słucham piosenek One Direction. Po lekcjach chłopcy odprowadzają mnie do domu.
Nadszedł czwartek i całe Melbourne oszalało na punkcie Halloween. Wszędzie stały powycinane dynie, styropianowe nagrobki i plastikowe szkielety. Nawet John przystroił ganek i podwórko. Nigdy nie byłam zwolenniczką tego święta, gdyż byłam uczona, że jest to "Plaga z Ameryki", ale w Australii dziwnie byłoby nie dawać dzieciom cukierków lub po prostu ich straszyć. Mieszkając w innej kulturze trzeba do niej przywyknąć i być jej częścią, inaczej cię zje i wypluje. Stałam na ganku i czekałam na Jai'a. Jak zwykle długo na niego nie czekałam. Całą drogę rozmawialiśmy o dzisiejszych urodzinach. Przy okazji dowiedziałam się, że bracia Brooks kupili Danielowi koszulkę z Obey, więc miałam dobry pomysł by mu jej nie kupić.
- A ty co mu kupiłaś? - zapytał uśmiechając się.
- Em... jeszcze nic.
- Ah, czyli jednak będzie... - chłopak poruszył rękoma w sposób charakterystyczny do seksu.
- Nie, nie będzie. Po prostu nie wiem co mu kupić.
- A masz zamiar mu coś kupić czy sama coś zrobisz?
- Nie wiem, wrócę do domu to coś wykombinuje. A na którą jest przyjęcie?
- Na 17.
Na boisku stał James i Luke. Jak zwykle ze sobą rozmawiali.
- Gdzie jest Dan? - zapytałam.
- Szykuje przyjęcie. Mam wam przekazać że są obowiązkowe stroje - Luke przeczytał wiadomość w Iphone'ie.
- Dobrze, że informuje - drugi bliźniak schwał dłonie do kieszeni spodni.
Zabrzmiał dzwonek i udaliśmy się do środka budynku. Na większości lekcji myślałam nad prezentem dla chłopaka, którego wciąż nie miałam.
Po szkole udałam się prosto do domu, by móc jeszcze coś zamówić na szybko w internecie i jechać to odebrać do centrum.
- Jak w szkole? - z gabinetu odezwał się John.
- A dobrze - podeszłam do niego i spojrzałam w monitor komputera. - Co robisz?
- Drukuję zdjęcia.
Wtem wpadłam na genialny pomysł.
- A w jakim maksymalnym rozmiarze mógłbyś wydrukować zdjęcia?
- A3. Czemu pytasz? - zdjął okulary i spojrzał na mnie.
- Wydrukujesz mi kilka zdjęć? - zrobiłam minę na smutnego pieska.
- Ok. Przynieś mi zdjęcia na pendrive'ie.
- Dzięki! - pobiegłam do pokoju, odpaliłam laptopa i na pendrive'a zgrałam najładniejsze zdjęcia z Danielem jakie tylko miałam.
John wgrał zawartość urządzenia na komputer i zaczął drukowanie. Zdjęcia wyszły rewelacyjnie!
- Ok. Dziękuję! Mógłbyś jeszcze pojechać ze mną do najbliższego sklepu papierniczego? - zapytałam.
- Po co?
- Po antyramy?
- Niech ci będzie.
Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy. W trakcie jazdy napisałam do mamy, by mi kupiła jakiś kostium i jak najszybciej przyjechała do domu. Została mi godzina do przyjęcia.
W domu czekała na mnie mama. John włożył zdjęcia w antyramy i zapakował w papier w króliczki, który również kupiłam w papierniczym. Kobieta z folii wyjęła białą suknię i blond perukę.
- Czyj to jest kostium? - zapytałam niechętnie zakładając strój na siebie.
- No Marilyn Monroe raczej - odpowiedziała.
Gdybym poprosiła chłopaków o pomoc to z pewnością usłyszałabym jedną odpowiedź, jaką byłby seks. Tak więc nie widzę sensu rzucenia im hasła. Siedziałam na ganku przed laptopem i sprawdzałam strony ulubionych marek Skipa. Po godzinie szukania czegoś, co mu się spodoba lub przyda zdałam sobie sprawę, że te sieci mi nie pomogą. Mogłam mu kupić koszulkę z Obey, ale zapewne już taką ma, lub dostanie. A trochę bez sensu by było, gdyby miał dwie takie same T-shirty, w tych samych kolorach i wzorach.
Poddałam się. Odłożyłam laptopa na podłogę i zamknęłam oczy. Próbowałam wymyślić coś oryginalnego, jednak nic mi nie wpadało do głowy. Wpatrywałam się w niebo. Zawsze gdy to robię dostaję olśnienia, ale nic z tego nie wyszło. Może działało to tylko w Polsce? Nie wiem. Postanowiłam poradzić się przyjaciela z Polski. Uruchomiłam ponownie laptopa, weszłam na Facebooka i napisałam do niego prosząc o poradę. Niestety, wróciłam do punktu wyjścia - stwierdził, to samo co stwierdziliby chłopcy. Zadaję sie z samymi zboczeńcami... Sprawdziłam chat i napisałam do koleżanki, która jednak nie miała pomysłu na prezent. Popisałam z nią chwilkę, podziękowałam za chęci i wylogowałam się. Udałam się do domu, gdyż na ganku powoli dosięgały mnie promienie słoneczne, a dzisiaj było wystarczająco gorąco. Weszłam do salonu, położyłam się na kanapie i głośno westchnęłam.
- Rozumiem, że coś cię trapi - John właśnie przewrócił kotlet na drugą stronę.
- Tak i to coś wielkiego - odwróciłam się do niego.
- Mogę wiedzieć co?
- Mój chłopak, Daniel ma za 3 dni urodziny, a ja wciąż nie mam dla niego prezentu.
- Więc potrzebujesz porady?
- No tak.
- Sprawdź w internecie. Może znajdziesz coś ciekawego? - mężczyzna włożył mięso w bułkę i usiadł obok mnie.
- To już było.
- I?
- I nic. Koszulki mu nie kupię, bo pewnie już taką ma albo dostanie, więc nie widzę sensu.
- A pytałaś o pomoc chłopaków? - staruszek wziął kolejnego kęsa kanapki.
- A według ciebie co by uznali za dobry pomysł na prezent?
- Dobra, nie pytałem - ojczym zaczerwienił się.
- No właśnie. Potrzebuję czegoś oryginalnego... Mama wciąż robi zakupy?
- Tak, a co?
- Pójdę jej pomóc - wstałam, wzięłam z ławy telefon i wyszłam z domu.
Stanęłam na ulicy i rozejrzałam się. Chwilę się zastanawiałam w którą stronę jest Barney's i poszłam w jego kierunku. Po 5 minutach byłam w sklepie. Mama była druga w kolejce do kasy.
- Hej mamo - podeszłam do niej i zagadałam po polsku.
- Cześć. Jak tam poszukiwania prezentu? - ludzie w sklepie dziwnie się na nas patrzyli.
- Kiepsko. Nie mogę nic znaleźć. Co mi kupisz? - popatrzyłam po zakupach rozłożonych na taśmie.
- Eh... Idź i sobie coś wybierz. Byle szybko, bo nie zamierzam tracić kolejki.
Na słowa mamy poszłam w głąb sklepu i wzięłam 4 paczki Skittles'ów i 2 opakowania Nic Nac'sów. Mama już się kasowała. Spojrzała na to co przyniosłam i zrobiła wielkie oczy.
- Ty tak na serio? - zapytała, chowając skasowane produkty do papierowej torby.
- A widzisz, bym się śmiała? - starałam się nie uśmiechnąć.
Mama zapłaciła za wszystko, podzieliłyśmy się zakupami i udałyśmy w kierunku domu.
- Chciałaś pogadać? - zapytała.
- Nie, skądże! Skąd w ogóle ten pomysł?
- Jak chcesz pogadać to mi pomagasz nosić zakupy. Więc o co chodzi?
- No ok. Nie wiem co kupić Danielowi na urodziny. Sprawdzałam już wszystko, jakieś koszulki itp, ale mi nic się w oczy nie rzuciło. A bez sensu kupic coś, co już ma.
- A kolegów pytałaś lub Johna?
- Jak myślisz, z czym wypalą chłopcy? - spojrzałam na nią.
- Ah... No tak. Ale ty nie...?
- Nie! Jak mogłaś w ogóle o tym pomyśleć?!
- No przepraszam, ale wiesz...
- Dobra, zapomnij... Więc jak, masz jakiś pomysł?
Mama chwilę się zastanawiała, ale po jej minie można było wywnioskować, że nic nie wymyśli.
- Przykro mi. A do kiedy masz czas? - zapytała?
- Do czwartku.
- Łe, to jeszcze masz czas!
Doszłyśmy do domu, zjadłam część moich słodyczy, kolację i poszłam spać.
Następne dwa dni w szkole minęły dość spokojnie. W szkole prócz głupich spojrzeń ludzi nie przytrafiło mi się nic złego. Nauczyciele jeszcze nie mogą mnie pytać, robić kartkówek czy sprawdzianów, więc wtedy po prostu wychodzę na korytarz, do uszu wkładam słuchawki "kotwice" i całą lekcje słucham piosenek One Direction. Po lekcjach chłopcy odprowadzają mnie do domu.
Nadszedł czwartek i całe Melbourne oszalało na punkcie Halloween. Wszędzie stały powycinane dynie, styropianowe nagrobki i plastikowe szkielety. Nawet John przystroił ganek i podwórko. Nigdy nie byłam zwolenniczką tego święta, gdyż byłam uczona, że jest to "Plaga z Ameryki", ale w Australii dziwnie byłoby nie dawać dzieciom cukierków lub po prostu ich straszyć. Mieszkając w innej kulturze trzeba do niej przywyknąć i być jej częścią, inaczej cię zje i wypluje. Stałam na ganku i czekałam na Jai'a. Jak zwykle długo na niego nie czekałam. Całą drogę rozmawialiśmy o dzisiejszych urodzinach. Przy okazji dowiedziałam się, że bracia Brooks kupili Danielowi koszulkę z Obey, więc miałam dobry pomysł by mu jej nie kupić.
- A ty co mu kupiłaś? - zapytał uśmiechając się.
- Em... jeszcze nic.
- Ah, czyli jednak będzie... - chłopak poruszył rękoma w sposób charakterystyczny do seksu.
- Nie, nie będzie. Po prostu nie wiem co mu kupić.
- A masz zamiar mu coś kupić czy sama coś zrobisz?
- Nie wiem, wrócę do domu to coś wykombinuje. A na którą jest przyjęcie?
- Na 17.
Na boisku stał James i Luke. Jak zwykle ze sobą rozmawiali.
- Gdzie jest Dan? - zapytałam.
- Szykuje przyjęcie. Mam wam przekazać że są obowiązkowe stroje - Luke przeczytał wiadomość w Iphone'ie.
- Dobrze, że informuje - drugi bliźniak schwał dłonie do kieszeni spodni.
Zabrzmiał dzwonek i udaliśmy się do środka budynku. Na większości lekcji myślałam nad prezentem dla chłopaka, którego wciąż nie miałam.
Po szkole udałam się prosto do domu, by móc jeszcze coś zamówić na szybko w internecie i jechać to odebrać do centrum.
- Jak w szkole? - z gabinetu odezwał się John.
- A dobrze - podeszłam do niego i spojrzałam w monitor komputera. - Co robisz?
- Drukuję zdjęcia.
Wtem wpadłam na genialny pomysł.
- A w jakim maksymalnym rozmiarze mógłbyś wydrukować zdjęcia?
- A3. Czemu pytasz? - zdjął okulary i spojrzał na mnie.
- Wydrukujesz mi kilka zdjęć? - zrobiłam minę na smutnego pieska.
- Ok. Przynieś mi zdjęcia na pendrive'ie.
- Dzięki! - pobiegłam do pokoju, odpaliłam laptopa i na pendrive'a zgrałam najładniejsze zdjęcia z Danielem jakie tylko miałam.
John wgrał zawartość urządzenia na komputer i zaczął drukowanie. Zdjęcia wyszły rewelacyjnie!
- Ok. Dziękuję! Mógłbyś jeszcze pojechać ze mną do najbliższego sklepu papierniczego? - zapytałam.
- Po co?
- Po antyramy?
- Niech ci będzie.
Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy. W trakcie jazdy napisałam do mamy, by mi kupiła jakiś kostium i jak najszybciej przyjechała do domu. Została mi godzina do przyjęcia.
W domu czekała na mnie mama. John włożył zdjęcia w antyramy i zapakował w papier w króliczki, który również kupiłam w papierniczym. Kobieta z folii wyjęła białą suknię i blond perukę.
- Czyj to jest kostium? - zapytałam niechętnie zakładając strój na siebie.
- No Marilyn Monroe raczej - odpowiedziała.
Mama zrobiła mi makijaż, wzięłam prezent dla chłopaka i wyszłam czekać na braci Brooks, którzy mieli po mnie podjechać.
**************************
Proszę was, udostępniajcie i komentujcie. Dzięki Wam to piszę.
notka supeeeerrr! Jak najszybciej dodaj następną! Nie mogę się doczekać imprezy urodzinowej Daniela *.*
OdpowiedzUsuńSzkoda, ze seksu nie będzie :c Chociaż...? ^^ Cudownie, czekam ;*
OdpowiedzUsuńCiężko miała z wymyśleniem prezentu. Ja też bym miała z tym problem. Namęczyła się nad tym, ale w końcu wymyśliła świetny prezent. Wiem bo też taki kiedyś dostałam :) Rozdział świetny od początku do końca. Czekam na nowy bo jestem ciekawa przyjęcia. A jej mama kupiła fajny kostium hahaha :)
OdpowiedzUsuń