wtorek, 30 lipca 2013

#31

Stałam na ganku u czekałam aż ojczym wyjdzie z domu. Drzwi otworzyły się i moim oczom ukazał się uśmiechnięty John, który chwycił mnie za rękę i wprowadził do domu. Mama stała plecami do mnie, oczy miała zasłonięte rękoma. Pies merdając ogonem biegał dookoła mnie i popiskiwał.
 - Mamo... - stanęłam i patrzyłam na kobietę, która odwróciła się odsłaniając oczy.
 - Moja mała córeczka! - podbiegła i przytuliła mnie do swoich piersi.
 - Wróciłam na stałe - z oczu popłynęły mi łzy.
 Czułam jak mama szlocha i drży.
 - Tak tęskniłam... - dłoń wplotła w moje włosy. - Zrobiłaś mi najlepszy prezent gwiazdkowy, jaki sobie wymarzyłam...
 - Też cię kocham mamo...
 John wziął aparat z mojej torebki i robił nam zdjęcia jak się tulimy i płaczemy.
 - To tak na wszelki wypadek, gdybyście miały się pokłócić znowu - wyjął z urządzenia kartę i poszedł do swojego gabinetu.
 - Co słychać w Międzychodzie? Opowiadaj... - zagadnęła po czym posadziła mnie przy stole.

 Siedziałyśmy przy stole kilka godzin, a ja wciąż nie kończyłam opowiadania o półmiesięcznym pobycie w Polsce. Skończyłam któryś z kolei kubek kakao, John nie mógł zrozumieć co mówimy i poszedł spać. Na zegarze było już po jedenastej, powoli robiłam się senna przez zmianę strefy czasowej. Powiedziałam mamie, że jutro pokażę jej wszystkie zdjęcia, jakie zrobiłam w Polsce, każdą zmianę w wyglądzie miasta, rodziny i domu. Pożegnałam się z mamą i udałam się do swojego pokoju, w którym stały przyniesione przez ojczyma kartony i walizki. Łóżko było zaścielone, więc od razu rzuciłam się w słodkie objęcia snu.

 Ze snu wybudził mnie zapach smażonych gofrów, które uwielbiam jeść na śniadanie. Nie ma nic lepszego niż ciepłe gofry posmarowane czekoladą i do tego kubek soku pomarańczowego, niebo w gębie.
 - I jak, wyspałaś się? - zapytała kobieta zdejmując kolejnego gofra z gofrownicy.
 - Tak. W łóżku Macieja nie spałam za dobrze, nie wiem czemu. Chyba już się przyzwyczaiłam do tego łóżka - uśmiechnęłam się i dosiadłam do stołu. - Muszę ciocię powiadomić o tym, że jestem zdrowa i doleciałam w jednym kawałku.
 - Nie musisz, dzwoniłam już do niej. Trochę się wykosztowałam na te połączenie, ale to nie jest ważne. Podziękowałam jej też za to, że cię przyjęła - delektowałam się każdym branym kęsem. Tak dawno nie jadłam gofrów... - To kiedy mi pokażesz zdjęcia?
 - Jak zjem śniadanie i się umyję to przyniosę laptopa i będziesz mogła sobie obejrzeć wszystkie zdjęcia, ok?
 - Ok.

 Mama oglądała zdjęcia a ja wzięłam się za wypakowywanie walizek i kartonów w rzeczami osobistymi. Zajęło mi to więcej czasu niż pakowanie tego wszystkiego pół miesiąca temu, gdyż musiałam pomyśleć, gdzie dana rzecz będzie pasowała najlepiej.
 Z walizki wyjęłam prezenty dla chłopaków i pocztówki i położyłam je na parapecie, gdyż wszystko inne było zagracone moimi ciuchami. Zasłoniłam okno w pokoju i poszłam do kuchni zwołać naradę rodzinną.
 - Jak przyjdzie którykolwiek z chłopaków to macie mówić, że mnie nie ma, ok? To że tu jestem to tajemnica i jednocześnie niespodzianka dla nich, którą opracowałam w Polsce. Oczywiście John mi pomoże, ale mamo, potrzebuję też twojej pomocy - palce ułożone w pistolet skierowałam na mamę. - Na ile osób przygotowujesz kolację wigilijną?
 - Dla nas czterech, a czemu?
 - A dałabyś rade przygotować jedzenia dla kilku osób więcej?
 - Tak, ale dla ilu?
 - Dla sześciu.
 - Eh... - westchnęła. - Ale dlaczego dla sześciu a nie dla pięciu?
 - Niespodzianka - puściłam oczko.
 - Niech ci będzie, ale musisz iść dokupić produktów do jedzenia.
 - Nie mogę - oznajmiłam.
 - Dlaczego niby?
 - Bo-mnie-nie-ma-w-Au-stra-lii - przesylabizowałam.
 - Nie denerwuj mnie.
 - Ledwo wróciłam do domu a ty już chcesz się mnie pozbyć?
 - Dobra. Ja pojadę z Johnem na zakupy a ty tu siedź i pilnuj domu - mama powiedziała to samo do Johna i wyszli z domu.
 Zakluczyłam drzwi od domu i wraz z psem poszłam do ogródka się bawić. Chciałabym zadzwonić jeszcze do mamy by kupiła mi coś słodkiego, ale nie mogę przełożyć karty SIM, ponieważ gdyby któryś z Janoskians do mnie zadzwonił to by się wydało, że już jestem w Melbourne.
 Do drzwi rozległo się pukanie. Na palcach podeszłam do wizjera i wyjrzałam przez niego. Za cienką warstwą drewna stał Daniel. Serce zaczęło mi bić mocniej, chwyciłam za klamkę i odskoczyłam jak poparzona. Tak bardzo chciałam mu się rzucić w ramiona, jednak nie mogłam, chciałam mu zrobić niespodziankę w wieczór wigilijny. Powoli odsuwałam się od drzwi, do których Skip wciąż pukał. Z żalem udałam się do ogródka, gdzie położyłam się na huśtawce. Obok domu usłyszałam szelest, za którym pobiegła Panda.
 - No hej mała... - głos młodego Sahyounie był coraz bliżej.
 Zerwałam się z huśtawki i pobiegłam do łazienki, w której zamknęłam się na klucz. Chciałam mu zrobić niespodziankę a on za wszelką cenę stara się ją zepsuć.
 - Halo? Jest tu ktoś? - nastolatek był już wewnątrz domu. - Halo?
 - "On chyba naprawdę jest głupi" - pomyślałam. Dla normalnych ludzi, to że nikt nie otwiera drzwi znaczy, że nikogo nie ma w domu, a on jeszcze się włamuje, by się upewnić.
 - Co ty tutaj robisz? - do domu najwyraźniej wszedł John.
 - Drzwi były zamknięte, więc wszedłem - odpowiedział brunet swoim ślicznym głosem.
 - Drzwi wejściowe były zamknięte...
 - Ale te od ogródka nie - zaśmiał się.
 - Angeliki jeszcze nie ma, nie wiemy kiedy wróci.
 - No dobrze, to ja już pójdę... - w jego głosie słyszałam lekkie załamanie. - Do widzenia...
 - Do widzenia, Daniel.
 Usłyszałam pukanie do każdych drzwi w domu.
 - Jestem w łazience! - zawołałam po czym wyszłam z mojej kryjówki.
 - Było blisko - oznajmił John odkładając siatki z zakupami na stół. - Stał przy drzwiach od twojego pokoju.
 - Chciałam tam się schować, ale w ostateczności pobiegłam do łazienki, co uratowało mi życie...
 - Na pewno nie chcesz mu powiedzieć, że już jesteś? - zapytała mama.
 - Jak pukał do drzwi to chciałam mu otworzyć i go przytulić, ale chcę mu zrobić niespodziankę na gwiazdkę.
 - Ale on cierpi... - ciągnęła swoje kobieta.
 - Wiem mamo, wiem, jak byłam w Polsce to nawet Jai do mnie dzwonił, że Daniel się do mnie wybiera, ale wybiłam mu ten pomysł z głowy.

 Siedziałam przed laptopem i przeglądałam zdjęcia zrobione w Międzychodzie, kiedy do drzwi pokoju rozległo się pukanie.
 - Proszę - nie oderwałam wzroku od ekranu urządzenia.
 - Jedziesz ze mną? - w drzwiach stanął ojczym.
 - Dokąd?
 - Na lotnisko.
 - Po co tam? - zdziwiłam się.
 - Po twoją siostrę, a po kogo innego?
 - Zapomniałam o niej - pacnęłam się ręką w głowę. - Nie jestem pewna czy mogę jechać...
 - Ja nie wiem jak ona wygląda.
 - Mama wie, weź ją. Ja naprawdę nie mogę...
 - Eh... No dobrze. Pilnuj domu - mężczyzna zamknął drzwi.
 Niedługo po tym usłyszałam odjeżdżający spod domu samochód. Wzięłam laptopa i poszłam rozsiąść się na kanapie. Na ekranie urządzenia wyskoczyła mi informacja z przychodzącym połączeniem od Jai'a. Pobiegłam do kuchni i wzięłam plaster, który nakleiłam na kamerze.
 - "Jak paczka?" - zapytał nastolatek, za którym siedziała reszta baczki Brooks Brothers.
 - Jaka paczka?
 - "Nie dostałaś od nas paczki?"
 - Nie, żadna jeszcze nie doszła. A na który adres wysyłałeś?
 - "Ten drugi" - odpowiedział.
 - "Oj dupcio, czemu nie masz kamerki włączonej?" - zza pleców Jai'a odezwał się Beau, który przygniótł swojego młodszego brata do biurka.
 - Nie działa, zepsuła się - tłumaczyłam.
 - "Szkoda, bo dość dawno cię nie widzieliśmy"
 - No niestety, takie są rzeczy martwe... - westchnęłam.
 - "Co?"
 - Złośliwość Rzeczy Martwych. Nie słyszeliście o tym?
 - "Nie" - powiedzieli wszyscy trzej chórkiem.
 - Niczego was już nie nauczę.
 - "Chcieliśmy ci życzyć Wesołych Świąt"
 - Wam również. Nie pozabijajcie się w święta.
 - "Nie obiecuję" - Jai zepchnął z siebie starszego brata.
 - Kocham was wszystkich. Przekażcie ode mnie buziaki dla Daniela.
 - "Przekażę" - Beau oblizał usta.
 - Ugh, bez szczegółów.
 - "Wesołych Świąt"
 - Wesołych Świąt - zaraz po zakończeniu rozmowy z chłopakami zadzwoniłam do kuzyna, u którego mieszkałam ostatni czas. - Cześć, doszła do was może jakaś paczka z Australii?
 - "No coś przyszło wczoraj"
 - A bardzo to duże?
 - "Komputer by się zmieścił" - oznajmił Maciej.
 - Dalibyście radę mi to odesłać?
 - "Jak opłacisz kuriera" - wystawił język.
 - Ok. Jutro wam wyślę kasę.
 - "Jutro wyślę paczkę"
 - Dzięki. Wesołych Świąt.
 - "Wesołych Świąt"
 Na podjazd przyjechał Jeep, z którego słychać było śmiech. Zamknęłam laptopa i wstałam z kanapy. Po chwili w drzwiach stanęła moja jakże ukochana siostra.
 - Marta... - przymrużyłam oczy.
 - Też cię nie kocham - uśmiechnęła się arogancko.

*******
Dodaję dzisiaj tylko dlatego, że są moje urodziny.
Następny post nie wiem kiedy będzie opublikowany, ponieważ nie miałam kiedy pisać rozdziały, gdyż na wakacjach się dostałam poparzeń słonecznych... jestem sierotą, wiem. Zastanawiam się nad chwilowym zawieszeniem bloga.

7 komentarzy:

  1. ej no nie zawieszaj bloga proszę !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. dlaczego numer rozdziału to 32 i nie ma go w spisie ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dodawałam na szybko i zły numerek dodałam :o ale dziękuję za zwrócenie mi uwagi :)

      Usuń
  3. Awww wszystkiego najlepszego, masz dzień przez Beau urodziny. Nie zawieszaj co ja będę czytała? Tylko ten blog mnie tak wciągnął ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aww dziękuję i dziękuję za życzenia :D nie mam co postów do dodawania a na bieżąco nie mam czasu wymyślać, więc nie wiem co robić :c

      Usuń
  4. kiedy kolejny rozdzIAŁ

    OdpowiedzUsuń
  5. O boże nie mogę się już doczekać tej niespodzianki i spotkania z Janoskians! Kiedy kolejny rozdział? Czekam! Ps. Jeżeli będziesz miała ochotę to zajrzyj na mojego bloga też o Janoskians opowiadanie-o-janoskians.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń