Od imprezy minęło kilka dni, które spędziłam w domu z rodziną. W przerwach kiedy grałam z mamą i Johnem na kinect'cie smsowałam z Danielem lub rozmawiałam z Vicky na skype. Opowiadałam dziewczynie dosłownie wszystko o chłopakach, Johnie i wszystkim co mi się przytrafiało. Kiedy powiedziałam jej o kartce na szafce, ta stwierdziła że musiałam komuś podpaść, choć szczerze nie mam pojęcia komu i jak. Przyjaciółka zawsze miała tendencję do mówienia co myśli, mimo że nie zawsze było to pomocne - czasem wręcz przeciwnie.
Wyjęłam z szafki rolki, które przywiozłam w jednym z kartonów i założyłam je na nogi. Dość dawno ich nie miałam na sobie i po chwili zaczęły mnie boleć kostki. W uszy włożyłam słuchawki a w stanik mp3.
- Idę pojeździć na rolkach! - krzyknęłam po polsku i wyszłam z domu.
Słyszałam jakby ktoś jeszcze mnie wołał z salonu, ale nie miałam ochoty dać odezwu, że słyszałam. Lepiej jest udawać że się nie słyszało, niż potem jeszcze z nimi dyskutować przez 15 minut.
Przed domem skręciłam w prawo i udałam się wzdłuż chodnika. Słońce strasznie dawało po twarzy. Oczy bolały mnie od promieni słonecznych. Jechałam przed siebie i nie zważałam na ludzi idących obok mnie. Musieli mi ustąpić drogi i tyle, inaczej bym ich rozjechała. Drogą dojechałam do autostrady prowadzącej do centrum miasta. Zakręciłam i udałam się w drogę powrotną. Ból kostek nie mijał, można powiedzieć że się nasilał. Byłam przyzwyczajona do jazdy na rolkach o stłuczonych lub poobcieranych kostkach. Rolki i tenis to część mojego życia w sporcie. W innych dyscyplinach sportowych się nie przykładałam. Nogi plątały mi się co chwilę. W polskim lecie mogłam na rolkach spędzić godziny, jednak tu było za gorąco i żadnych chmur na niebie. Przed oczami zrobiło mi się ciemno, więc przyhamowałam i zwiesiłam głowę na wysokość piersi. Chwilę oddychałam głębiej lecz nie dało to rezultatów. Usiadłam na krawężniku. Ciągle miałam mroczki przed oczami i zrobiło mi się słabo.
- Halo, obudź się! - ktoś klepał mnie po policzku. - Halo, kim jesteś?
Lekko otworzyłam oczy.
- Gdzie jestem? - zapytałam wąsatego mężczyznę w okularach.
- Nie rozumiem pani języka. Czy pani mnie rozumie? - latareczką świecił mi po oczach.
- Tak, rozumiem. Co się stało?
- Dostała pani udaru słonecznego!
- Czego? - nie zrozumiałam jego słów.
- Udaru! Czy jest ktoś, kogo możemy powiadomić o pani zdrowiu?
- Mama.
- Może pani podać numer telefonu?
- Tak, oczywiście tylko wyjmę telefon... - po kieszeniach szukałam komórki. - Zostawiłam w domu.
- To może adres?
- Nie znam. Zawieście mnie do domu!
- Jak skoro nie zna pani adresu? - zapytał zmieniając mi okład na głowie.
- Mieszkam kilkanaście domów od Penola Catholic College.
- Dobrze. Załatwię pani ambulans do domu. Tylko proszę pić dużo wody i nigdzie już dzisiaj nie wychodzić, dobrze? - mężczyzna zapisywał coś na kartce.
- Dobrze tylko proszę zawieść mnie do domu - pielęgniarka podsunęła do mnie wózek inwalidzki, na którym usiadłam. Na kolana położyła mi rolki. Zjechaliśmy windą na parter, gdzie z wózka przesiadłam się do karetki.
Będąc w okolicach szkoły wskazywałam kierowcy w którą stronę ma jechać, aby dotrzeć do mojego domu. Przed domem lekarz pouczał mnie jak powinnam się zachowywać w upalne dni. Po chwili z domu wyszła mama z Johnem.
- Dziecko! Coś ty zrobiła?! - mama dobiegła do mnie i mocno przytuliła, natomiast John poszedł rozmawiać z kierowcą.
- Mamo, nic mi nie jest.
- Jak nic, skoro siedzisz w ambulansie?! - moja twarz była gnieciona przed matczyne dłonie.
- Nie zrozumiałam o co chodziło lekarzowi, ale chyba o udar - spojrzałam w oczy mamy pełne łez.
- Nie mogłabym ciebie również stracić... - przytuliła mnie mocno do siebie.
John wziął mnie na ręce i wniósł do domu na kanapę. Mama weszła za nim.
- Powiedz mi jedno, jak to zrobiłaś? Czemu nie wzięłaś czapki lub chustki na głowę jak cię prosiłem? - mężczyzna usiadł obok.
- Nie słyszałam - powiedziałam ciszej.
- A dlaczego nie słyszałaś?
- Bo miałam słuchawki w uszach.
- No właśnie. Przykro mi to mówić, ale masz szlaban.
- Szlaban?! Nie możesz mi dać szlabanu! - oburzyłam się.
- Mogę, ponieważ mieszkasz pod moim dachem i ja tu decyduję! - John podniósł głos.
- Nie jesteś moim ojcem! - wstałam i poszłam do pokoju.
- Wracaj tutaj!
- Nie mam zamiaru! - zatrzasnęłam drzwi.
- Angelika! Angelika! - trzaskał do drzwi.
Głowę nakryłam poduszką i patrzyłam za okno. Słyszałam jak mama rozmawia z nim za drzwiami, lecz nie słyszałam o czym. Po chwili afera ucichła. Wstałam, podeszłam do laptopa i uruchomiłam go. Próbowałam połączyć rozmowę z Vicky, ale internet mi się nie włączył. Zapewne John rozłączył WiFi.
- Kurwa mać! - zaklnęłam pod nosem po polsku.
Siedziałam z poduszką na kolanach i wpatrywałam się w niebo za oknem. czasami tylko doszedł jakiś sms od Dana, który przerywał mi monotonię aktualnego spędzania czasu.
- "Może spotkamy się dzisiaj?" - przeczytałam jednego z nich. Właśnie miałam napisać chłopakowi o mojej dzisiejszej przygodzie, ale wysłałam mu tylko "Ok" i czekałam na odpowiedź.
- "Przyjść po ciebie?"
- "Nie. Przyjdę do ciebie" O 20 pasuje?"
- "Jak najbardziej. Czekam ¦"
Wciąż siedziałam na łóżku. Na dworze powoli robiło się ciemniej. Wciąż byłam zła na Johna, więc postanowiłam wyślizgnąć się przez okno.
Po 15 minutach byłam pod domem chłopaka, z którym przywitałam się buziakiem.
- Wejdź do środka - udaliśmy się do pokoju Skipa gdzie stało kilka puszek coli i miska z żelkami.
Usiedliśmy wspólnie na łóżku i opowiedziałam mu cały mój dzisiejszy dzień. Z 20 zrobiła się 23 a my wciąż siedzieliśmy i rozmawialiśmy.
- Odprowadzić cię do domu? - zapytał.
- Nie. Nie chcę wracać. Wciąż jestem zła na Johna.
- To może chcesz zostać na noc? Oczywiście bez żadnych podtekstów - zaśmiał się.
- Ok.
- Ok. idę to uzgodnić z mamą - chłopak wstał i wyszedł z pokoju.
W czasie kiedy Daniela nie było ze mną rozglądałam się po pokoju. Nad biurkiem na ścianie wisiało jedno ze zdjęć, które dostał ode mnie na urodziny. Miło powspominać takie chwile jak ta uwieczniona na fotografii.
- To co robimy? - Dan wszedł do pokoju.
- Może jakiś film?
I tak po chwili siedzieliśmy w salonie oglądając jakiś australijski romans.
Rozbrzmiał dźwięk telefonu, który mnie obudził.
- Halo? - Daniel nacisnął zieloną słuchawkę.
- Jest u ciebie Angie? - po drugiej stronie dało się słyszeć Jai'a.
- Czemu pytasz?
- Od nas właśnie wyszła policja. Szukają jej bo uciekła z domu.
- Dzięki za informację - chłopak rozłączył się. - Musisz stąd uciekać, jeżeli nie chcesz mieć kłopotów.
- Co mam zrobić?!
- Nie wiem, może po prostu idź do domu i wymyśl jakąś wymówkę?
- Myślisz, że to zadziała?
- Raczej tak.
Wyszłam tylnym wyjściem z podwórka rodziny Sahyounie i okrężną droga udałam się do domu. Na ganku stał John, który rozmawiał z policjantem.
Stanęłam około 10 metrów od posesji i patrzyłam na całą sytuację. Po chwili John mnie zauważył i wskazał na mnie palcem. Policjant podszedł do mnie, chwycił za ramię i przyprowadził do ojczyma.
- Czy to zaginiona? - zapytał.
- Tak, to ona.
- Czyli sprawa zakończona - mężczyzna w mundurze spisywał jeszcze coś w notatniku, wsiadł w radiowóz i odjechał.
John patrzył na mnie ze srogą miną - Musimy poważnie porozmawiać.
***********************
Nie wiem kiedy dodam kolejny rozdział, gdyż czeka mnie dużo nauki -,- ale na przyjemność zawsze znajdzie się czas ♥
oj Angelika się buntuje ;D fajnie, fajnie czekam już na następny rozdział ;D
OdpowiedzUsuń