Kolejny dzień rozpoczął się lepiej niż poprzedni. Chrapanie Damiana już nie było tak uciążliwe. Na zegarku była godzina 9:30, czyli kuzyn już od półtorej godziny był w szkole. Ubrałam się i poszłam do kuchni, w której krzątała się ciocia.
- Dzień dobry - powiedziałam zaspanym głosem.
- Dzień dobry. Jak się spało? - zapytała mieszając coś w garnku.
- Dobrze. Lepiej niż wczoraj.
- To dobrze. Siadaj do stołu. Zaraz podam śniadanie.
Na stole przede mną Alicja postawiła miseczkę w zupą budyniową, którą kiedyś sama próbowałam przygotować. Wyszło na spalonym garnku, którego odłamki pływały w daniu. Ta zupa była gładka, nie było żadnych grudek z rozcieńczonego budyniu czy dna garnka. Czekoladowy smak zupy od razu wprawił mnie w dobry nastrój.
- Widzę, że smakuje - oznajmiła kobieta.
- Nie ma mowy by nie mogła mi smakować! Tak dawno tego nie jadłam!
- Mama nie może ci ugotować? - zapytała.
- Nie chce jej się. A mi garnków nie da po ostatniej akcji.
- Rozumiem.
- O której ciocia jedzie do pracy? - odsunęłam od siebie pustą już miskę.
- Za pół godziny, a czemu?
- A mogłabym się z ciocią zabrać? Chciałabym odwiedzić szkołę i Vicky po południu. Najwyżej, jakby była taka okazja to bym poprosiła jej babcię by mnie mogła odwieźć.
- Eh, no dobrze. Umyj twarz, ubierz się, pościel łóżko i możemy jechać.
Kiedy cioci nie było w kuchni chwyciłam za klucze od mojego mieszkania i schowałam je do kieszeni kurtki. Chwyciłam za kosmetyczkę i pobiegłam do łazienki. Miałam nie więcej niż 10 minut, by zmienić twarz potwora w twarz nastolatki. Wykonywałam dwie czynności na raz, jedną ręką myłam zęby a drugą próbowałam rozczesać chociażby nie ścinaną od dwóch lat grzywkę. Włosy spięłam w koka, na rzęsy nałożyłam tusz i poszłam choć wizualnie pościelić łóżko. Na ciało nasunęłam ciuchy z wczoraj, na stopy ubrałam Ugg'i, założyłam płaszcz i wraz z ciocią wyszłam z domu. Wsiadłyśmy do samochodu i udałyśmy się w kierunku miasta. Samochód zatrzymał się przy gmachu szpitala powiatowego, w którym pracowała ciocia.
- Dojdziesz do szkoły pieszo? - zapytała wyjmując kluczyk ze stacyjki.
- Tak. Na wieczór dzwonić by ciocia przyjechała czy nie?
- Maciej dzisiaj wraca z internatu, więc poproszę by po ciebie przyjechał - oznajmiła zrezygnowana. Było czuć, że powoli staję się dla cioci obciążeniem.
- Ok. Dziękuję. Do zobaczenia wieczorem - zamknęłam drzwi pojazdu i ruszyłam w kierunku centrum miasta.
Mijałam ludzi, których twarzy sobie nie przypominałam, jednak mówiłam im "dzień dobry". Kiedy byłam mała mama mnie uczyła, by każdemu mówić te dwa słowa, gdyż ludziom starszym wtedy robi się cieplej w sercu i świadczy to o wychowaniu człowieka. Przy rynku zeszłam gaską nad jezioro, wzdłuż którego idąc mogłam dostać się do szkoły. Minęłam budynek straży pożarnej i moim oczom pokazał się pomarańczowo-biały budynek szkoły. Weszłam na podwórze, przeszłam obok sali gimnastycznej i weszłam do budynku szkoły. Idąc długim korytarzem, wzdłuż którego rozciągały się szatnie nie czułam na sobie wzroku uczniów. Dopiero kiedy wynurzyłam się z cienia stałam się punktem obserwacji uczniów siedzących na ławce. Przełknęłam ślinę i schodami udałam się na pierwsze piętro. Stojąca zaraz przy schodach klasa 1I patrzyła na mnie z niedowierzaniem. W klasie tej byli sami chłopcy, których w dużej mierze znałam. Jeden szturchał drugiego i pokazywał na mnie placem. Powiedziałam im "cześć", pomachałam ręką i podeszłam do jednej z tablic, na których wisiał plan lekcyjny. Poszukałam klasę 1TH, do której kiedyś chodziłam i sprawdziłam, w której sali teraz mają lekcję. Zza swoich pleców usłyszałam pisk, który bardzo dobrze znałam.
- Angelika! Co ty tutaj robisz? Przecież miałaś być w Australii czy gdzieś tam! - na moją szyję rzuciła się Julita, z którą byłam w jednej klasie już od gimnazjum.
- Cześć Julita! Przyleciałam do Polski tylko do świąt by trochę... ochłonąć? Tak, to chyba dobre określenie.
- Chodź ze mną do dziewczyn - chwyciła mnie za nadgarstek i pociągnęła na drugie piętro.
Julita była szatynką, mniej więcej o mojej wadze. Głowę miała większą niż rówieśnicy, na nosie widniały czarno-czerwone Raybany.
- Laski! Patrzcie kto przyszedł nas odwiedzić! - puściła mnie dopiero przed grupką dziewczyn z klasy, które zaczęły piszczeć i rzuciły się na mnie.
- Endżi do nas wróciła! - krzyknęła jedna z nich dając mi buziaka w policzek.
- Nie na długo po prostu przyszłam was dzisiaj odwiedzić - uśmiechnęłam się. Bardzo miłe powitanie, nie powiem.
- A czemu przyjechałaś? - odezwała się Dominika, która gdyby miała dłuższe, ciemniejsze włosy i figurę bardziej w kształcie "gruszki" mogłaby być moją bliźniaczką.
- Przyjechałam odpocząć od Australii i pobyć trochę z rodziną przed świętami - oznajmiłam kiedy rozbrzmiał dźwięk dzwonka na lekcje i miny dziewczyn zrzedły. - Co macie teraz za lekcje?
- Edukacja dla bezpieczeństwa - odpowiedziała Julita.
- Co wy na to bym posiedziała z wami na lekcji? - zapytałam.
- Dobry pomysł! Komorowski pewnie się zgodzi - nauczyciel właśnie wszedł na piętro. - Prosze pana, czy może Angelika z nami zostać na lekcji? Leciała do nas 8 godzin by nas zobaczyć, prosimy!
Mężczyzna uśmiechnął się zza okularów. Rzeczywiście wyglądał jak prezydent Komorowski.
- No dobrze, nie widzę przeciw wskazań - poprawił podsiwiałą czuprynę.
- Dziękuję - weszliśmy do klasy i zajęłam miejsce, w którym siedziałam w tej klasie we wrześniu.
Pan usiadł przy biurku i zaczął sprawdzać listę obecności kiedy do klasy wbiegli chłopcy.
- Już mogę? - zapytał nastolatków.
- Tak, pozwalam - odezwał się chyba najładniejszy chłopak w mojej klasie, Mateusz. Krótko ścięty blondyn zaczynał karierę jako raper, co nawet dobrze mu wychodziło.
- Dziękuję - odpowiedział pan Zawada z uśmiechem na twarzy.
Po sprawdzonej liście obecności pan przeprowadził ze mną wywiad o tym, jak się żyje w Australii. Czułam się jak jakaś sławna osoba opowiadająca o życiu "na walizkach", przemierzając świat z państwa do państwa. Wszyscy siedzieli i słuchali jak opowiadam. To było naprawdę dziwne, tym bardziej że we wrześniu prawie w ogóle nikt mnie nie słuchał i byłam prawie jak powietrze.
Lekcja minęła dość szybko i wszyscy wyszli na korytarz. Spojrzałam na drzwi od sali komputer, z których właśnie wyszedł Mateusz z moim kuzynem. Chłopak nic się nie zmienił od czasu zerwania. Patrzyłam na jego twarz a serce podeszło mi do gardła. Wzrok Matiego spotkał się z moim.
- Laski, ja już chyba pójdę. Miło była was znowu widzieć - nie odrywałam od niego oczu.
- Co? Nawet nie pogadałyśmy dobrze!
- Przepraszam, ale już czas na mnie - nastolatek zaczął podchodzić do mnie.
- Przepraszam was, mogę na chwilę porwać Angelę? - zapytał dziewczyn patrząc na mnie znacząco.
Delikatnie pokręciłam głową, tak by tego nie zauważył.
- Jasne, czemu nie - odezwała się Julia, która nie zwróciła uwagi na moje znaki. Miałam ochotę ją udusić.
Szatyn złapał mnie za rękę i odciągnął kilka metrów od dziewczyn, które przyglądały się zaistniałej sytuacji.
- Widzę, że twój nowy chłopak już ci się znudził - oznajmił mierząc mnie wzrokiem.
- Nie. Po prostu stęskniłam się za rodziną tutaj. A poza tym co ci do tego? Z tego co się orientuję to już nie jesteśmy parą!
- Nawet jeśli to co? To nie zmienia faktu, że zachowałaś się jak swoja matka.
- Co masz niby na myśli? - założyłam ręce na piersi.
- To, że jak twój ojciec stał się uciążliwy dla twojej matki ta go zmieniła na kogoś innego, jak dziwka zmienia klienta - we mnie zawrzało. Jak on śmie obrażać moją mamę?! Twarz zaczęła mi się robić czerwona od złości. - Widzę, że prawda boli?
Lewą ręką zrobiłam zamach i z całej siły uderzyłam go w policzek. Ludzie na korytarzu ucichli i zaczęli obserwować to, co się działo między mną a brązowookim.
- Jak śmiesz obrażać mnie i moją mamę?! Spójrz czasem na siebie, huh? To, że twoja mama tak się zachowuje nie znaczy, że każda inna też musi! Poza tym zostawiłam cię dlatego, byś mógł sobie znaleźć dziewczynę w Polsce i by setki tysięcy kilometrów nie były przeszkodą do spotkań! I wiesz co? Jak tak bardzo cię to interesuje to idź się dowiedzieć więcej na temat tego zawodu, bo widzę że prostytucja bardzo do ciebie pasuje! - po minie chłopaka było widać, że zrobiło mu się głupio. To, co mu wygarnęłam słyszało całe piętro, jak nie cała szkoła.
Jego twarz zrobiła się czerwona ze wstydu, pomimo że nie wszystko co powiedziałam było prawdą. Nie życzyłabym mu tego zawodu mimo tego, co powiedział. Chłopak otwierał jeszcze kilka razy usta jakby chciał coś powiedzieć, jednak nie wydobył żadnego słowa. Odwrócił się na pięcie i odszedł.
- Ło! Endżi jaki pocisk! - Julita zawsze odzywała się w najmniej odpowiednim momencie. Zrobiło mi się głupio przez to, co powiedziałam, ale musiałam tak zareagować na obrażanie mnie i mojej rodzicielki, którą pomimo wszystko bardzo kochałam.
- Dziękuję wam za bardzo miłe powitanie, ale ja już pójdę - powiedziałam już spokojnym głosem po czym zaczęłam zbiegać ze schodów.
Wybiegłam z budynku i ze łzami w oczach biegłam przed siebie. Nie zwracałam uwagi na ludzi patrzących na mnie. Chciałam po prostu jak najszybciej uciec ze szkoły i od sytuacji sprzed kilku minut.
Przed światłami otarłam oczy i jak zwykle je lekko rozmazałam. Zasłoniła twarz ręką, by dzieci idące z przedszkolem na spacer nie przeraziły się mojego widoku. Weszłam do klatki, odkluczyłam drzwi mieszkania, zrzuciłam kurtkę i położyłam się na łóżku. Leżałam i rozmyślałam nad tym, jak odkręcić moje słowa? Czy warto? Doszłam do wniosku, że każdą inną dziewczynę, która z nim zerwie potraktuje tak samo jak mnie, jeżeli nie będzie miał nauczki za swoje słowa. Weszłam do łazienki, umyłam twarz i przejrzałam się się okurzonym lustrze. Dom wyglądał strasznie.
Spojrzałam na zegarek w Iphone'ie. Była 13:40. Napisałam do Vicky smsa z pytaniem o której kończy i postanowiłam wyjść po nią pod liceum, gdyż gmach szkoły znajdował się na moim osiedlu. Drzwi otworzyły się. Grupa uczniów rzuciła na mnie spojrzeniem i przeszła obok. Wśród grupy nastolatków szła Vix, która jak zwykle nie zauważyła mnie.
- Vicky! - krzyknęłam i podbiegłam by przytulić przyjaciółkę.
- Iik! Ika, nie strasz mnie! - nic się nie zmieniła.
- Nie straszę. To nie moja wina, że nigdy nie rozglądasz się. Łatwo by było cię okraść - przyjaciółka spojrzała mi w oczy.
- Płakałaś - stwierdziła. - Czy coś się stało?
- Opowiem ci w domu.
- To co się stało? - Vicky zrzuciła torbę z pleców i zaczęłam rozpinać kurtkę.
- To przez Mateusza.
- Rozmawiałaś z nim? - zdziwiła się.
- Tak. W szkole jak poszłam się spotkać z dziewczynami z klasy. Naszedł mnie i nazwał dziwką.
- Dlaczego tak cię nazwał?!
- Bo stwierdził że mi się znudził i dlatego go wymieniłam na kogoś z Australii - głos począł mi się łamać. - Nie przejmuj się nim. To idiota.
- Wiem - usiadłam na jednej z dwóch kanap w pokoju Vix. - Gdzie jest pani Róża?
- Wyjechała do sanatorium.
- Lodówka uzupełniona? - zapytałam.
- Jak zawsze - przytaknęła przyjaciółka a ja jak na komendę wstałam, poszłam do kuchni i z lodówki wyjęłam wszystko co lubię sobie zjeść.
Do pokoju wróciłam z opakowanie orzeszków ziemnych, szklanką soku i kawałkiem sera pleśniowego, który u szarookiej zawsze wyjadam. Usiadłam na przeciwko Vicky, wzięłam łyk soku pomarańczowego i zaczęłam się przyglądać przyjaciółce, która nic się nie zmieniła. Brwi wciąż wyglądały jak krzaki, tyle tylko co lekko były przysłonięte krzywo ściętą grzywką, którą zawsze podcina mama Vix. Cera blada jak śnieg, szczupłe, lekko krzywe nogi i za duże bluzy - wszystko na swoim miejscu.
- Co? - zapytała jak zwykle zdezorientowana szatynka.
- Nic się nie zmieniłaś - uśmiechnęłam się i do ust wrzuciłam garść orzeszków ziemnych. - Mama ci grzywkę przycinała?
- Aż tak widać?
- Yhm.
- Dzięki mamo... - przygładziła grzywkę do czoła. - No na co czekasz, opowiadaj - dziewczyna rozsiadła się na kanapie naprzeciwko, poprawiła włosy i oparła głowę na poduszce.
Opowiadałam dziewczynie wszystko, co działo się w Australii od wyjazdu do mojego wylotu tutaj. Nie szczędziłam oczywiście takich drobiazgów jak mój udar, chłopcy przebrani za superbohaterów, urodziny Daniela, pierwsza randka, akcje w szkole i poza nią, Skip przebrany za Po z Teletubisiów, powód powrotu do Polski i pożegnanie z chłopakami na lotnisku. Na prośbę dziewczyny skróciłam także charakter, wygląd i historię chłopaków, by wiedziała jakie podejście mieć do którego z Janoskians. Na opowieści zeszło półtorej godziny, na dworze zaczął prószyć śnieg.
- Ten Luke musi być przesłodki - stwierdziła chowając głowę w poduszkę.
- Spokojnie, poznasz go bliżej, może poderwiesz... - puściłam oczko.
- Ha! Ja i podrywanie obcych chłopaków! Ha! Śmieszna jesteś! - uderzyła ręka o nogę.
- Ja nie żartuję. Lepiej podrywasz ode mnie mimo, że nawet o tym nie wiesz!
- Śmieszna jesteś!
- Stul twarz! - rzuciłam w dziewczynę poduszką.
Nastolatka zrobiła dość śmieszny grymas, po czym zaczęła we mnie rzucać wszystkimi w miarę miękkimi przedmiotami. Kiedy wszystko już we mnie rzuciła, wstała, podeszła do mnie, chwyciła moje ciuchy i zrzuciła mnie z łóżka na podłogę, gdzie zaczęła mnie okładać i szczypać.
- Mm, lubię dziki seks ale Vicky, bez przesady! - żartowałam by jeszcze bardziej zdenerwować szarooką.
- Żaden seks, tylko zabiję cię, rozumiesz!
- Tak, o Jezu, ale się boję! - starałam się zachować powagę, jednak próby zabicia mnie przez Vicky kończyły się na rozśmieszaniu mnie.
Przyjaciółka wstała ze mnie i usiadła tam, gdzie siedziała wcześniej.
- Kiedy masz wylot? - zapytałam opierając się o siedzisko kanapy.
- Dwudziesty siódmy grudnia o jedenastej wieczorem - spojrzała na kartkę wiszącą na tablicy korkowej za jej plecami.
- A przylot do Polski?
- Trzeciego stycznia wylot z Australii do Frankfurta o godzinie osiemnastej.
- Czemu do Frankurtu? - zdziwiłam się.
- Bo tego dnia nie samolot nie ląduje w Polsce - wystawiła język. - A ty od kiedy do kiedy jesteś w Polsce?
- Od środy wieczorem jestem tutaj a wylatuję do domu dwudziestego pierwszego chyba o trzynastej.
- I nie przyszłaś się ze mną przywitać w środę? - zrobiła minę zbitego pieska.
- Byłam zmęczona po tylu godzinach lotu. Przyszłabym wczoraj, ale odwiedziła mnie rodzina i później się spotkałam z Eweliną...
- Ewelina jest ważniejsza ode mnie?
- Nie ale ona po prostu mi zaproponowała spotkanie a z tobą wtedy jeszcze się nie kontaktowałam no i wiesz... - rozległ się dźwięk klaksonu i obie wyjrzałyśmy przez okno. Pod blokiem stał granatowy Renault Scenic, który należał do mojego pełnoletniego już kuzyna. - Maciej już po mnie przyjechał - spojrzałam na przyjaciółkę. - Zobaczymy się jutro?
- Yhm.
- Ok - poszłam do przedpokoju, gdzie ubrałam buty, kurtkę, pożegnałam się z przyjaciółką i pobiegłam na dół do kuzyna.
- Cześć - powiedział brunet.
- Cześć - odrzekłam.
- To co, do domu?
- Tak.
- A jak było w Australii? - zapytał.
- Eh, opowiem ci wszystko w domu.
***************
1.Jeżeli chodzi o pytanie jednej z czytelniczek odnośnie POV to już piszę: nie lubię czegoś takiego jak zmiana punktu widzenia, skoro piszę w pierwszej osobie. Nie lubię tego na innych blogach, bo później się mylę i inaczej wizualizuję to, ale jeżeli chcecie sylwester z POV (tak wiem, jestem bardzo do przodu z czasem, no ale tak wyszło) to mi napiszcie w komentarzach :)
2.Dziękuję za ponad 6000 wyświetleń od czasu powstania bloga w grudniu chyba :) Jeżeli dobiję do drugiego tyle do roku istnienia opowiadania to już będzie dla mnie coś :)
3.Jeżeli chcecie czytać kolejne opowiadanie ode mnie to napiszcie (nie fanfic). Przerabiam go na 3 os. i jakoś mi idzie. Zapowiada się ciekawie (!nawet moja siostra to stwierdziła!)
kiedy następny rozdział ???
OdpowiedzUsuńpiątek/sobota
UsuńTeż mam na imię Julita *fangirling* Super rozdział :) Czyli Vicky ma już swojego ulubieńca :D Czekam na następny :3
OdpowiedzUsuńprzeczytała i przytaknęła :D ona nawet bardzo lubi Luke'a :D
Usuńniefanfic ;)
OdpowiedzUsuńSuper czekam na następny ;p
Jeśli chodzi o POV to czemu nie?
OdpowiedzUsuńUwielbiam czytać twój blog :).
Zapraszam na swój: http://storyjanoskians.blogspot.com/