piątek, 28 czerwca 2013

#23

 - Jesteś tego stuprocentowo pewna? - zapytał ponownie.
 - Tak, 100 %. Obiecuję - wlepiłam swoje zielone ślepia w mężczyznę, który spojrzał znacząco na matkę stojącą obok.
 - Dobrze. W takim razie dopakuj walizki, uszykuj sobie ciuchy na jutro i idź już spać. Zawiozę cię na lotnisko o dziesiątej byś zdążyła na odprawę. Z Marzeną zostaniemy z tobą na lotnisku do momentu wylotu - imię mojej matki śmiesznie brzmi wypowiadane z jego ust, w tym akcencie.
 - Dziękuję - wtuliłam się w niego. Matka podeszła i objęła nas oboje. - Jesteście cudowni.
 Spojrzałam na wtulających się w siebie parę zakochanych i udałam się do pokoju. Na prośbę ojca dopakowałam walizki, w których znalazły się także wszystkie materialne zdjęcia z chłopakami. Na krzesło rzuciłam ciuchy, w których jutro odbędę podróż. Położyłam się na łóżku i spojrzałam na opustoszony pokój. Poczułam się jak w dniu przyjazdu tutaj, kiedy jetlag nie był dla mnie problemem, kiedy chciałam rozpakować wszystko i iść zwiedzać okolicę, poznać ojczyma. Przypomniałam sobie także pierwsze spotkanie z Jai'em, który przyszedł pożyczyć od Johna kamerę. Leżałam i wspominałam ognisko powitalne, na którym zbliżyłam się bardziej do Daniela. Piękne chwile.
 Minęły dwie godziny, kiedy myślami byłam w przeszłości. To, co chłopcy zrobili nie było niczym złym, po prostu nie dopasowali się z czasem, niestety. Wstałam z łóżka, poprawiłam włosy i wyszłam z pokoju.
 - Jeszcze nie śpisz? Przed tobą długa podróż - natknęłam się na Johna wychodzącego z łazienki.
 - Nie chcę wracać do Polski. Znaczy chcę, ale nie na stałe.
 - To na jak długo chcesz wrócić? Dopiero co chciałaś stąd jak najszybciej wyjechać i wrócić do rodziny, więc czegoś tu nie rozumiem - zapytał zdezorientowany.
 - Tak wiem, ale tęsknię za przyjaciółmi, których zostawiłam właściwie bez możliwości pogodzenia się z tym. Tęsknię też za słyszeniem języka polskiego na każdym kroku, a nie sporadycznie kiedy Polak zapomni jakiegoś słowa na ulicach Melbourne. To nie to samo. Ty w każdej części świata dogadasz się w języku, z którym się urodziłeś. Ja po polsku dogadam się tylko w mojej ojczyźnie, poza tym przy wymowie zanikają mi już polskie litery i coraz bardziej się czuję, że oddalam się od historii, a nie chcę zapomnieć tego kim byłam - tłumaczyłam się. - Chcę wrócić do Polski by ponownie poczuć to, kim tak naprawdę jestem - mężczyzna patrzył na mnie nie zmieniając grymasu. - Jest możliwość bym wróciła tutaj z siostrą? Albo chociaż przyleciała z Vicky? Proszę.
 John westchnął głośno i podrapał swój trzydniowy zarost. Patrzyłam na niego niczym kot ze Shreka.
 - Ale ten bilet będzie twoim prezentem gwiazdkowym - oznajmił.
 - Tak! Oczywiście! Nawet nie śniłam o innym! - przytuliłam go. - Ale mam jeszcze jedną prośbę.
 - Słucham?
 - Nie mów o tym ani mamie, ani chłopakom, dobrze? Niech to będzie taka niespodzianka dla nich z okazji świąt.
 - Jak sobie życzysz - ucałował mnie w czoło. - Czyli nie wypisywać cię jutro ze szkoły?
 - Oczywiście, że nie! Szkoła tutaj jest o wiele lepsza niż ta w Polsce i nie zamierzam jej zmieniać.
 - Dobrze, w taki razie jutro zakupię ci kolejny bilet - powiedział na jednym wydechu. - Ale mam nadzieję że to ostatni, jaki ci sprawię w tym roku.
 - Tak. I mam jeszcze jedną prośbę.
 - Jaką?
 - Użyczysz mi swojego aparatu na czas przeprowadzki?
 - Tak. Weź ten, który zawsze Jai brał - wskazał palcem za siebie, gdzie znajdował się korytarz.
 - Dziękuję. 
 - O czym rozmawiacie? - zagadnęła idąca w stronę łazienki matka.
 - A tak, żegnam się z Johnem i dziękuję mu za gościnę - oznajmiłam.
 - Ok. Rozumiem - zamknęła za sobą drzwi.
 - Nasz mały, brudny sekret? - wyszeptał staruszek.
 - Tak.

 Budzik zadzwonił punktualnie o siódmej rano. Udałam się do łazienki, wzięłam prysznic, umyłam twarz i nałożyłam na nią lekki makijaż. Resztę kosmetyków zapakowałam do ostatniej walizki, w której było jeszcze miejsce. Uruchomiłam na chwilę laptopa, by sprawdzić facebooka i poinformować znajomych z Polski o powrocie Australii po czym spakowałam urządzenie do torby podręcznej. Do drzwi pokoju rozległo się pukanie.
 - Co z kartonami? - zapytał John.
 - A mama jeszcze śpi?
 - Tak. Obudzi się dopiero o ósmej, bo przestawiłem jej budzik.
 - Ty zły... - zaśmiałam się. - Nie wiem, a co poradzisz z nimi zrobić? Bo tak trochę głupio brać je do Polski i po jakimś czasie z nimi wracać.
 - Może wyniosę je do garażu albo wywiozę do kolegi?
 - O! Bardzo dobry pomysł! Tylko zdążysz to zrobić teraz?
 - Spokojnie. Tylko wymyśl mi jakąś sensowną wymówkę.
 - Mam! Jedź ze wszystkimi moimi bagażami do kolegi, weź też moje walizki i zawieź je na lotnisko a ja mamie wmówię, że razem byśmy się nie zmieściły do samochodu i weźmiemy taksówkę - podałam mój pomysł.
 - Sądzisz, że da się na to nabrać tym bardziej, że zabrałem was obydwie z lotniska do domu wraz z podwójnymi bagażami i psem?
 - Nie jest tak mądra za jaką się uważa. Spokojnie, ja zadbam o to by wyglądało to realistycznie - puściłam do mężczyzny oczko. - No jedź już.
 John zabrał wszystkie moje graty do samochodu po czym odjechał. Korzystając z chwili przyrządziłam sobie w kuchni śniadanie po czym rozsiadłam się obok psa i poczęłam się z nim bawić. Ciężko mi było sie z nim rozstawać na 3-dniowe wycieczki a co dopiero na półmiesięczną rozłąkę liczącą paredziesiąt tysięcy kilometrów?
 Poszłam do gabinetu Johna, z którego wzięłam aparat i dopakowałam go do torby podręcznej. 
 Drzwi od sypialni otworzyły się z hukiem, a w progu stanęła rozczochrana matka.
 - Ty to zrobiłaś celowo! - wskazała na mnie palcem.
 - Ale co zrobiłam?
 - Przestawiłaś mi budzik na ósmą bym nie odwiozła cię na lotnisko!
 - Skoro bardzo chcę wracać do Polski to dlaczego niby nie chciałabym byś mnie odwiozła na samolot? - zapytałam ironicznie.
 - W sumie nie wiem... Ale wiem, że to byłaś ty!
 - I ty serio czasem się zastanawiasz po kim ja jestem taka głupia? - rozłożyłam ręce.
 - Nie z takim tekstem do matki!
 - Idź się umyć a nie! Zamówię taksówkę o 9.30 i jedziemy - oznajmiłam.
 - Dlaczego taksówkę? John miał nas zawieźć.
 - Tak, ale jechał jeszcze po coś do kolegi. Przy okazji wziął moje bagaże i będzie na nas czekał na lotnisku.
 - Rozumiem - matka udała się do łazienki a ja poszłam do pokoju sprawdzić, czy czegoś nie zapomniałam.
 Otworzyłam szafę i sprawdziłam, czy na najniższej półce znajduje się prezent świąteczny dla Daniela. Po upewnieniu się poszłam do salonu czekać na matkę. Z niecierpliwością spoglądałam na zegarek.
 - Masz wszystko? - kobieta przegryzła skibkę chleba.
 - W pokoju nie zostało nic mojego prócz flagi i mebli, reszta jest w kartonach i walizkach.
 - A kartę zmieniłaś?
 - Kartę? Jaką kartę? - zaciekawiłam się, a serce zaczęło mocniej pompować krew.
 - No kartę SIM z Polski. Byś mogła dzwonić do przyjaciół i zadzwonić po wuja jak już wylądujesz.
 - A, tą kartę. A gdzie ona jest?
 - Powinna być nad gazówką w ceramicznym kubeczku - matka wskazała kciukiem za siebie.
 Zerwałam się kanapy i pobiegłam w wskazane przez kobietę miejsce. Sięgnęłam z półki kubek, o której mówiła i wyjęłam z niej małą, granatowo-złotą kartę wielkości paznokcia. Do kubka schowałam aktualnie użytkowaną kartę a jej miejsce w Iphone zajęła karta z numerem z Plusa.
 - Jestem gotowa - schowałam telefon do kieszeni i podeszłam do rodzicielki.
 Spojrzałam na zegarek i zadzwoniłam po taksówkę, która pod domem była po piętnastu minutach. Po raz ostatni pożegnałam się psem, wsiadłam z mamą do pojazdu i odjechałyśmy. Miałam cichą nadzieję, że chłpcy jeszcze przyjdą się ze mną pożegnać, jednak dla nich to chyba było za trudne. Całą drogę na lotnisko leciał mi łzy spowodowane rozłąką z moim ukochaną, trzyletnią suczką, którą zaadoptowałam właśnie od wuja Pawła. Patrząc na matkę, ojca i młodszą siostrę mojej Pandy będę myślała o tym, jak sunia właśnie się czuje i o czym myśli. Czy tęskni za mną? Czy właśnie leży na moim łóżku i czuje moją coraz bardziej ulatniającą się woń?

 - 25 dolarów - oznajmił kierowca tuż przed budynkiem Tullamarine Airport. Wysiadłam z pojazdu i spojrzałam na lądujący właśnie samolot, kiedy matka właśnie płaciła za transport.
 - Jesteś gotowa? - zapytała zamykając za sobą drzwi zółtej taksówki marki Ford.
 - Tak - oznajmiłam niechętnie. - Ale będę tęskniła za chłopakami i wszystkim co tu jest. Nawet za tobą.
 - O, jak miło z twojej strony - uśmiechnęła się. - Na którym terminalu masz się stawić?
 - Na 3 - spojrzałam na bilet. - Dochodzi dziesiąta więc lepiej już chodźmy.
 Weszłyśmy do ogromnej hali z całym mnóstwem ludzi. Przed terminalem zaczęłam szukać Johna, który wcześniej mi oświadczył, że będzie tutaj na nas czekał jednak nie sprecyzował, w którym miejscu dokładnie. Zaczęłam chodzić koło restauracji z nadzieją, że go znajdę. Mężczyzna stał właśnie w kolejce przy McDonald's i płacił za dwie kawy, oraz zestaw Happy Meal.
 - Czekamy - podeszłam do lady i zabrałam z niej małą czerwoną paczuszkę przeznaczoną raczej dla mnie.
 John trzymając w ręce tackę z papierowymi kubkami pełnymi kofeinowego napoju szedł za mną do mamy, której wręczył jeden z kubków. Usiedliśmy na ławce obok i czekaliśmy na wezwanie na terminal. W czasie piętnastu minut zjadłam wszystko, co zakupił dla mnie ojczym, a zabawkę z zestawu oddałam dziewczynce, która siedziała naprzeciwko i patrzyła na mojego białego kucyka Pony.
 - "Osoby udające się w lot do Polski proszone są o podejście z bagażami do odprawy" - przez megafon dało się słyszeć przyjemny głos kobiety, która powtórzyła komendę jeszcze po polsku.
 - John, gdzie są moje bagaże? - odpady po brunchu wyrzuciłam do kosza.
 - Już po nie idę - mozolnie wstał z ławki.
 - Zostawiłeś gdzieś moje rzeczy bez opieki? - zapytałam patrząc na niego z niedowierzaniem.
 - Spokojnie, już po nie idę - mężczyzna poszedł w kierunku największego tłumu.
 - No geniusz. Jeżeli on je tam zostawił to mogę być pewna, że są puste - mruknęłam do siebie, kiedy John począł wracać. - Gdzie moje walizki?
 - Ochrona musiała je zgarnąć, bo ich nigdzie nie ma - rozłożył ręce, a ja pacnęłam się rozłożoną dłonią w twarz. Krew zaczęła się we mnie gotować.
 - Dobra, wiesz co? Nie wiem jak ty to zrobisz, ale masz mi odzyskać moje bagaże. Ja idę do łazienki - z niedowierzaniem udałam się do damskiej toalety. Załatwiłam się, delikatnie przemyłam twarz i wróciłam do opiekunów. - I co?
 - Patrz tam - staruszek wskazał miejsce do którego udał się wcześniej.
 Moim oczom ukazali się bliźniacy oraz James idący z moimi walizkami. Uśmiech samoistnie zawitał na mojej twarzy.
 - Jednak przyszliście się pożegnać! - przytuliłam ich wszystkich za jednym zamachem.
 - A sądziłaś, że zostawimy cię ot tak i zapomnimy? - uśmiechnął się Jai.
 - Szczerze nie spodziewałam się po was zbyt wielu.
 - Czyli tego jeszcze bardziej się nie spodziewałaś - Luke wskazał palcem za moje plecy.
 Odwróciłam się i serce zabiło mi mocniej. W moim kierunku szedł Daniel ubrany w ten sam kostium, w którym zaskoczył mnie ostatnio - przebrany za czerwonego Teletubisia, Po. Zaczęłam piszczeć z radości.
 - Tak. Takiej reakcji oczekiwałem - uśmiechnął się i rozłożył ręce, w które mu się rzuciłam. Chłopak chwycił mnie i mocno przytulił.
 Uczucie było cudowne. Zobaczyć swojego ukochanego, przebranego jak ostatni idiota w miejscu publicznym, gdzie podczas jednej godziny przemija kilka tysięcy osób różnych wyznań i narodowości. Zapewne pomyśleli: "Co to za dziwne, białe dziecko?" Ale mnie nie interesowały ich myśli, interesowało mnie to, co działo się wokół mnie teraz.
 - Jesteś cudowny! - popłynęły mi łzy szczęścia.
 - Nie płacz, bo się niepotrzebnie rozmażesz - stwierdził.
 - Nieważne. Ważne, że tu jesteś i że cię kocham - lekko odchyliłam głowę i pocałowałam go.
 - Chciał zadbać, byś go nigdy nie zapomniała, a my mu w tym pomogliśmy - oznajmił James.
 - Jesteście cudowni! - spojrzałam na przyjaciół. - A gdzie jest Beau?
 - Kupuje ci niespodziankę od nas wszystkich. Spójrz.
 Ogromny pluszowy miś był właśnie niesiony w moją stronę przez najstarszego z braci Brooks. Pomimo bólu rozstań, te było najpiękniejsze.
 - Nie zapomnij nas - Beau wręczył mi zabawkę, która sięgała mi do pasa.
 - Nie zapomnę, obiecuję - otarłam łzy.
 - "Osoby udające się w lot do Polski proszone są o podejście z bagażami do odprawy" - głos kobiety ponownie rozniósł się po hali.
 Spojrzałam na wszystkich, którzy powoli mieli łzy w oczach.
 - A gdzie są kartony z twoimi rzeczami? - zauważyła matka.
 - Em, mój kolega pewnie już czeka z nimi na odprawę - John puścił mi oczko. - Pożegnaj się i idziemy.
 Przytuliłam jeszcze każdego z osobna, wzięłam misia i walizki i poszłam z ojczymem na miejsce odprawy.
 - Nie zapomnij o nas! Ani o mnie! - zawołał Daniel machając ręką.
 - Nie zapomnę! - odmachałam mu.
 - Tak głupio trochę skoro się tak starają a ty nie wyjeżdżasz na stałe, prawda? - stwierdził mężczyzna.
 - Tak. Ale oni o tym nie wiedzą prawda? W ogóle ty z nimi to uknułeś?
 - Sami do mnie przyszli z tym pomysłem. I nie, nie wiedzą. Dotrzymam tajemnicy.
 - Czyli to jest ten twój "kolega od bagaży"?
 - Można tak powiedzieć - zaśmiał się i do ręki wręczył mi kolejny bilet lotniczy.
 - Dziękuję.
 - Nie ma za co. Sprawdź datę.
 Na świstku papieru widniał napis 21.12.2013, który przeczytałam na głos.
 - Cudowny prezent na święta dla mamy.
 - Tak. Twoja siostra również ma tą datę, ale inny samolot, ponieważ wcześniej leci do...
 - ... do Tokio, wiem. Mama zdążyła mnie powiadomić - przerwałam mu.
 - Jak wrócisz to cię zabiorę do ZOO byś mogła zobaczyć kangury, ty mój małpiszonie - zmierzwił mi włosy.
 - Dzięki, gorylu - ustawiłam się w kolejce do odprawy. - Dziękuję.
 - Udanego lotu - John zniknął gdzieś w tłumie, jednak cały czas czułam jego, mamy i chłopaków obecność.
 Razem z nimi miałam więź, która była nierozerwalna pomimo kilometrów.

 W samolocie długo nie musiałam czekać na sen, który dopadł mnie pół godziny po wylocie z Melbourne, a raczej z mojego nowego domu.

***************
Bardzo ładnie proszę o więcej komentarzy, to mnie bardzo motywuje do dalszej pracy :) x

9 komentarzy:

  1. Świetne!
    Chcę po prostu już następny rozdział xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Musisz zawsze przerywać w momentach kiedy sie chce dalej czytać?
    Kocham twoje opo xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. muszę XD ja kocham osoby, które to komentują i dają mi wenę twórczą <3

      Usuń
    2. Bierz jej jak najwięcej ;*

      Usuń
  3. Ja też cię teraz zmotywuję. To jest świetne!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy następny, bejbe? xx

    OdpowiedzUsuń