Już jutro wylatuję z powrotem do Melb, a ja wciąż nie wiem jak zaskoczyć chłopaków. Wstałam z łóżka i zaczęłam znosić brudne naczynia z wczorajszej imprezy. Ciocia jeszcze spała, przynajmniej tak mi się wydawało. Damian od ósmej siedział już przy komputerze, nawet nie przebrał się z piżamy i nie umył twarzy.
Naczynia schowałam do zmywarki i włączyłam program EKO. Postanowiłam, że na śniadanie zjem resztki ciastek, które nie miały bliżej określonej formy. Z resztą nie dziwię się, skoro kuzyni się siłowali i pięścią uderzyli w tackę z kruchymi ciastkami i wafelkami. Drzwi od domu otworzyły się i do kuchni wszedł Maciej, który po odwiezieniu mojej przyjaciółki nie oszczędzał się z alkoholem.
- Kacyk? - zapytałam lekko uśmiechając się.
- Żeby tylko. To jest kac, nie kacyk - usiadł obok mnie.
- Rozpuścić ci witaminy?
- A na co mi witaminy? Jeszcze nie umieram...
- Witaminy są najlepsze na kaca. Nawet tego, który nie ma litości i morduje ludzi mentalnie - z szafki nad zlewem wyjęłam opakowanie z witaminami rozpuszczalnymi w wodzie. Wyjęłam jedną tabletkę i wrzuciłam ją do szklanki z zimna wodą. - Ostro zaszalałeś wczoraj.
- Żeby tylko - chłopak lekko podniósł prawą dłoń, która była cała sina.
- Oush... - syknęłam. - To od siłowania?
- A od czego innego? Michał mi za to zapłaci...
- Dzięki wam mogłam się poczuć jak stara babcia.
- Czemu?
- Nie musiałam nic gryźć - podniosłam tackę pełną okruszków.
- Kto jak lubi - zaśmiał się. - Słuchaj, jest sprawa.
- No o co chodzi? - zapytałam.
- Bo tata nie może cię odwieźć na lotnisko jutro.
- Dlaczego?
- Bo jutro jedzie do pracy o czwartej i wróci dopiero wieczorem - oznajmił.
- A ty mógłbyś mnie zawieźć?
- No i tu jest problem - załamałam się.
- Jaki znowu?
- Nie puszczą mnie samego pod Poznań. Tym bardziej, że na drogach jest lód - kilkakrotnie uderzyłam czołem o blat stołu.
- To kto mnie zawiezie?
- Możesz iść pieszo - uśmiechnął się.
- Tak, z pewnością mam ochotę iść 80 kilometrów z moimi trzema walizkami pieszo do Poznania - załamałam się. Miałam ochotę rzucić się na podłogę i wyć do paneli.
- A nie możesz poprosić ojca o podwózkę?
- No chyba cię Bóg opuścił! - wydarłam się. - Nie rozmawiałam z nim od prawie siedmiu lat i nagle mam go poprosić o to, by podwiózł mnie na lotnisko bym mogła lecieć do mamy i jej nowego faceta na koniec świata?
- No racja, głupi pomysł...
- Bravissimo! Nawet bardzo głupi... Chociaż czekaj... - pobiegłam do pokoju po telefon i wykręciłam numer.
- Do kogo dzwo...
- Shut up! - krzyknęłam chwilowo zakrywając mikrofon. - Ciocia? Hej, jest może chrzestny w domu? - po chwili rozmawiałam już z ojcem chrzestnym prosząc go o przysługę. - Dziękuję ci bardzo. To do zobaczenia jutro. Papa.
Na mojego chrzestnego zawsze mogłam liczyć. Jest cudowną, lekko łysą osobą.
- I co? Zawiezie cię, tak?
- A słowa "to do zobaczenia jutro" nie dały ci same w sobie odpowiedzi? - zapytałam ironicznie.
- Zamknij się.
- Wal się na cyce, Randy!*
- Jesteś w ciąży z cheeseburgerami!**
- Wolę to niż być męską prostytutką jakiegoś strażnika baraków!***
- Czego się kłócicie? - do kuchni weszła lekko skacowana ciotka.
- Nie kłócimy tylko wymieniamy poglądy - sprostował Maciej. - Ika załatwiała sobie transport na lotnisko.
- Czyli już wiesz? - zapytała ciocia.
- Tak. Tylko czemu wuja sam mi o tym wczoraj nie powiedział? Tylko musiałam się o tym dowiedzieć od Macieja? Rozumiem, że jestem dla was ciężarem i dziękuję, że mnie w ogóle przyjęliście. Dziękuję.
- Nie jesteś wcale dla nas ciężarem - Alicja postawiła kubek z kawą na blacie stołu. - Dlaczego niby tak sądzisz?
- To widać. Szczególnie kiedy prosiłam o transport do miasta.
- Poranki są dla mnie ciężkie tym bardziej, że muszę wstawać do pracy.
- Nikt nie jest szczęśliwy z wstawania do pracy lub do szkoły - odezwał się brunet.
- Czyli nie jestem uciążliwa? - ciocia zaprzeczyła głową.
Po raz kolejny pakowałam prezenty w papier świąteczny. Chciałam by drobne upominki wyglądały gustownie i elegancko, a nie jak psu z gardła wciągnięte. Zmarnowałam całą rolkę papieru, by w końcu stwierdzić, że jednak schowam wszystko w torebki. Zrobiło się po południe i trzeba było zacząć myśleć o słodyczach do samolotu, chociaż nie wiem czy to był dobry pomysł. Podczas wizyty w Polsce przybrało mi się parę kilo, a w chudnięciu nie jestem najlepsza. Wierzę tylko w dietę cud, która na mnie nigdy się nie sprawdza.
Siedziałam właśnie prawie całą rodziną w samochodzie i jechaliśmy na zakupy.
- Mam pytanie - oznajmiłam. - Dlaczego ciocia nie może mnie odwieźć na lotnisko?
- Ponieważ samochód, którym dla ścisłości właśnie jedziemy nie nadaje się na dłuższe dystanse niż Międzychód i jego okolice. A Macieja auto co chwilę się psuje, poza tym nie umiem nim jeździć.
- Ah, ok. Nie mam więcej pytań.
Jeździłam wózkiem po całym supermarkecie i dalej rozmyślałam o tym jak zaskoczyć przyjaciół. Spojrzałam na reklamę wiszącą nade mną i nagle mnie olśniło. Z kieszeni spodni wyjęłam telefon i w notatniku zapisałam plan, by później go nie zapomnieć.
Kasowaliśmy właśnie wszystkie produkty kiedy zadzwoniła do mnie przyjaciółka.
- "Słuchaj tego" - odezwała się po drugiej stronie słuchawki. W tle słyszałam coraz głośniej telewizor. - "... z powodu opadów śniegu lotniska mogą być zamknięte".
- Chyba jaja sobie ze mnie robisz? - odezwałam się.
- "Gdzie jesteś?"
- W sklepie.
- "No to w tv mówili, że lotniska albo zostaną zamknięte, albo loty będą opóźnione o kilka godzin" - Vicky opisała mi sytuację opisaną w wiadomościach.
- Nosz fuck! - uderzyłam ręką w uchwyt od wózka. Kasjerka dziwnie się na mnie spojrzała. - Nie mam jak powiadomić Johna o moim spóźnieniu... Nie dobrze, bardzo nie dobrze...
- "Daj mi jego e-mail to do niego napiszę" - oznajmiła.
- Nie mam.
- "Facebook?"
- Nie posiada.
- "Twitter?"
- Hahaha śmieszna jesteś!
- "Nie mam innych pomysłów"
- Ja mam, ale nie jest najlepszy...
- "Dawaj!"
- Poprosić Jai'a by powiadomił Johna, że mogę się spóźnić - podałam swój pomysł i zagryzłam dolną wargę.
- "To jest bardzo kiepski pomysł"
- No ja wiem, ale mamy inne wyjście?
- "Nie wiem. Ty mi powiedz"
- Eh... - westchnęłam. - W domu napiszę do Johna na skype.
- "Ok. To do zobaczenia do po świętach!"
- No papa.
Byliśmy już na posesji. Psy szczęśliwie merdały ogonami licząc, że coś dostaną. Biedne, optymistyczne stworzenia, prawie mi ich żal. Prawie, bo kiedyś największy z nich zjadł mi sznurówkę od buta. Wszystkie zakupy zanieśliśmy do kuchni, gdzie zostały podzielone i schowane do szafek. Nieznaczna tylko część trafiła do mojej torby podręcznej.
Dochodziła godzina siedemnasta, czas na wiadomości. Rozsiadłam się na bujanym fotelu i włączyłam telewizor. Patrzyłam na usta prezentera z nadzieją, że nie powie tych strasznych słów, którymi wcześniej obdarowała mnie szatynka.
- "Loty z większości lotnisk w Polsce mogą zostać odwołane. Tak poinformował nas..."
- "Nie pierdol tylko dojdź do sedna" - powiedziałam w myślach.
- "Z powodu dużych opadów śniegu, loty mogą zostać opóźnione lub odwołane. Polska nie była przygotowana na tak duży nasyp śniegu..."
- "Czy Polska jest na cokolwiek przygotowana?" - pomyślałam.
- "... znamy szczegóły dotyczące lotów. Większe lotniska, takie jak Ławica czy Okęcie będą prosperowały normalnie, mogą się zdarzyć niewielkie opóźnienia. Reszta lotnisk zostanie zamknięta, a klienci linii lotniczych zostaną przetransportowani na większe lotniska..." - odetchnęłam z ulgą i wyłączyłam telewizor.
- Tylko opóźnienia, na szczęście tylko opóźnienia... - oparłam się o fotel.
- I jak z jutrem? - do salonu weszła ciocia.
- Mogą się zdarzyć opóźnienia - uśmiechnęłam się lekko. - To nic nowego dla Polski.
Siedziałam w pokoju i pakowałam resztę walizek. Na wierzchu zostawiłam strój na jutro i koszulkę, w której Maciej pozwolił mi spać. Nie mogłam uwierzyć, że już jutro wyjeżdżam. Ta myśl nie dawała mi spokoju. Wyjęłam laptopa i napisałam do Johna w sprawie mojego pomysłu z przywitaniem i poinformowałam go o ewentualnym spóźnieniu.
- Nie mogę się doczekać wyjazdu.
* Randy to postać z ulubionego serialu mojego i kuzynów "Chłopaki z baraków"
** i *** powiedzonka w tym serialu
W przyszłym tygodniu niestety nie będzie posta, ponieważ nie będzie mnie w domu. Muszę tez zacząć kolejne posty, a chwilowo mam inny problem.
to kiedy będzie następny post już nie mogę się doczekać
OdpowiedzUsuńdodam w sobotę :)
Usuń"bynajmniej" to nie "przynajmniej" A tak poza tym to świetny rozdział :) Opóźnienia :[
OdpowiedzUsuńdziękuję za wskazanie błędu :) już jest poprawiony :)
UsuńDzisiaj przeczytałam całą serię <3 czekam na kolejny odcinek. Świetnie piszesz :)
OdpowiedzUsuńdziękuję <3
Usuńo której dodasz ?
OdpowiedzUsuńDawaj następny!! :)
OdpowiedzUsuń