czwartek, 4 lipca 2013

#25

 Przetarłam oczy i spojrzałam na smacznie śpiącego trzynastolatka, który chrapiąc nie dawał mi możliwości trwałego snu. Podeszłam do niego, spod jego głowy wyjęłam poduszkę, którą powoli zaczęłam przykładać do jego twarzy.
 - O, już wstałaś? I jeszcze poprawiasz Damianowi poduszkę? Jaka ty kochana! - stwierdziła ciotka przechodząc korytarzem i zaglądając do pokoju.
 - Tak ciociu. Damian to taka cudowna istota, która mi spać całą noc - oznajmiłam to z niewyczuwalnym sarkazmem.
 - Chodź do kuchni to ci zrobię śniadanie - ciotka weszła za ścianę.
 Spojrzałam na kuzyna, który wyglądał jakby się uśmiechał. Rzuciłam poduszkę w jego kudłatą czuprynę i z zaciśniętą pięścią chwyciłam za kosmetyczkę, z którą udałam się do łazienki. Po kwadransie spędzonym na przywracaniu twarzy do stanu prawie idealnego weszłam do kuchni, gdzie czekały na mnie kanapki i ciepła kiełbasa, której nie jadłam od podstawówki. W tych czasach dziadek przy śniadaniu raczył mnie opowieściami jak powstaje kiełbasa, a jak to dziadek - nie szczędził mi szczegółów. Zasiadłam do stołu, zatarłam dłonie, chwyciłam za sztućce i zaczęłam jeść przygotowane przez ciotkę danie.
 Pomimo uczucia sytości miałam ochotę zjeść jeszcze jedną kiełbasę śląską, jednak na talerzu zamiast wcześniejszych sześciu znajdowały się już tylko dwie. Jestem okropnym gościem.
 - Widzę, że smakowało... - Alicja z niedowierzaniem spojrzała na półmisek.
 - Przepraszam, ale tak dawno nie jadłam kiełbasy, że obżarstwo wygrało z rozsądkiem. Przepraszam.
 - Nic się nie stało. Damian zrobi sobie tosty na śniadanie, a ty jedziesz ze mną.
 - Jechać, ale gdzie?
 - No jak to gdzie? Jedziemy do domu! - oznajmiła szatynka.
 - Do domu ale po co?
 - Po ciuchy na zimę. Przecież pół grudnia nie będziesz chodziła świecąc dupą! Masz 10 minut na przebranie się.
 Poszłam do pokoju, gdzie przekopałam wszystkie walizki, by znaleźć choć jedną parę długich spodni. Ubrałam  bluzę i Vansy i wyszłam z domu. Śniegu było więcej niż wczoraj wieczorem, a wujek zapewne o czwartej nad ranem jechał do pracy i jeszcze nie zgarnął śniegu, który wpadał do moich butów. Wsiadłam do auta i wraz z ciocią udałyśmy się do miasta.
 Zatrzymałyśmy się pod cytrynową kamienicą z okresu międzywojennego i wysiadłyśmy z pojazdu. Kobieta wyjęła z torebki pęk kluczy, którymi otworzyła drzwi od strony podwórka, które w rzeczywistości od lat prosperowało jako parking dla okolicznych mieszkańców. Weszłyśmy do klatki, w której było chłodniej niż na dworze, przeszłyśmy kilka stopni, po czym stanęłyśmy przed ogromnymi, brązowymi drzwiami będącymi wejściem do mieszkania. Ciocia od kluczyła wrota na obydwa zamki i pociągnęła za klamkę. Postawiłam pierwszy krok w mieszkaniu, w którym nie byłam bardzo długo. Ciemny korytarz był minimalnie oświetlony przy wejściu do kuchni. Z otwartymi lekko ustami zaczęłam zwiedzać mieszkanie, w którym wszystko było na swoim miejscu tak, jak zostawiłam to pod koniec września. Łapacz snów niezmiennie od lat wisiał na kluczu od szafki, pamiątka Pierwszej Komunii Świętej wciąż zajmowała swoje miejsce nad moim łóżkiem.
 - Zabierz wszystko, co przyda ci się podczas pobytu tutaj - milczenie przerwała komenda wydana przez ciocię Alicję.
 Podeszłam bliżej szafy stojącej między moim łóżkiem a oknem i otworzyłam jego obydwa skrzydła. Nad ciuchami zawieszonymi na wieszakach rozciągały się metry pajęczyny, która oplatał wszystko. Starając się zminimalizować kontakt z domem pająka zsunęłam wszystkie swetry z wieszaków i rzuciłam je na łóżko. Z kolejnej szafki wyjęłam legginsy i spodnie jakie tylko nawinęły mi się  do rąk. Z dolnej szuflady wyjęłam moje jedyne nadające się na zimę buty - beżowe Ugg'i.
 - Przyniosłam ci kurtkę - z pokoju naprzeciwko ciocia przyniosła szary płaszcz, kupiony przez moją babcię. Przez gust mojej babci wolałam się nigdzie nie pokazywać w czymś, co wyglądało jak ocieplany śpiwór.
 - Koniecznie muszę nosić TO? - wskazałam palcem na kurtkę.
 - Daj spokój. TO nie wygląda aż tak tragicznie na tobie jak na wieszaku, bo masz bardzo ładne kobiece kształty.
 - No ale to jest paskudne.
 - Nie musisz tego nosić cały sezon tylko tak długo jak tu będziesz.
 Z kuchni wzięłam worek, do którego zapakowałam ciuchy.
 - Jedziemy jeszcze do sklepu - oznajmiła Alicja.
 - Nie. Mogę tu jeszcze trochę posiedzieć? - zapytałam nawet nie spoglądając na zielonooką.
 - No dobrze, ale tylko pół godziny - spojrzała na zegarek. - Później po ciebie przyjadę i jedziemy do domu.
 - OK - zamknęłam za ciocią drzwi i udałam się w podróż po mieszkaniu. W każdym z pokoi miałam jakieś wspomnienie z dzieciństwa - u babci w pokoju udawałam Tarzana, kiedy gruby, drewniany karnisz spadł mi na głowę; drzwi od toalety, które niezauważone przez dwuletnią biegnącą mnie, wcisnęły w moją skórę trzymany przeze mnie klocek, dzięki któremu na ustach mam szramę. Wyjrzałam przez okno w kuchni i spojrzałam na podjazd dla wózków przy którym miałam wcześniej wspominaną już sytuację z "habijaniem" mnie przez mamę.
 Cisza w domu była okropna i... niespotykana. Jeszcze parę miesięcy temu w tym domu wręcz wrzało od krzyków i śmiechów, a teraz nawet nie słychać tykania zegarka naściennego, w którym wyczerpały się baterie. Usiadłam na moim łóżku i spojrzałam na biurko, nad którym wisiały drukowane przeze mnie zdjęcia z przyjaciółmi. Wstałam, zdjęłam wszystkie fotografie z tablicy korkowej i schowałam do kieszeni bluzy. Dźwięk klaksona zza okna powiadomił mnie o ponownym przyjeździe cioci.
 - Dalej, jedziemy - po chwili kobieta była w mieszkaniu i zabrała jeden z dwóch worków ciuchów. - Tu masz klucze. Zamknij mieszkanie na obydwa zamki.
 Ostatni raz spojrzałam na dom.
 - Żegnaj - zamknęłam za sobą drzwi.
 Wsiadłam do auta, zapięłam pasy i otarłam samotną łzę.
 - Dzisiaj będziemy miały gości - uśmiechnęła się i odpaliła silnik.
 - Tak? A kto przyjedzie?
 - Ciocia Lucyna z chłopakami. Wszyscy chcą usłyszeć o twoim życiu w Australii.

 Stół uszykowany był w chyba wszystkie rodzaje ciast i ciastek, herbata i kawa już stały w termicznych dzbankach. Z dworu rozległo się szczekanie psów, a ja zajęłam swoje miejsce na bujanym fotelu umiejscowionym zaraz przy kominku. W kuchni dało się słyszeć ciepłe głosy rodziny.
 - No witaj maleńka! Jak tam się żyje w Australii? - ciocia Lucyna podeszłą do mnie, przytuliła i zaczęła całować po policzkach.
 - No dobrze. Nawet bardzo.
 Do mej skromnej osoby podeszli także kuzyni, którzy chętniej niż zazwyczaj przyszli się przywitać. Wszyscy zajęliśmy miejsce przy stole, a ja ponownie zaczęłam opowiadać o życiu w Melbourne. Co kilka zdań brałam łyk herbaty, by choć trochę zwilżyć wysuszone od gadania język i gardło. Ciastka stopniowo znikały ze stołu porywane przeze mnie i kuzynów.
 - A ten John to jaki jest? Fajny czy nie fajny? - tego pytania z ust nad troskliwej ciotki po prostu nie dałoby się nie usłyszeć.
 - John? Jest wspaniały! Dba o mnie i matkę, sam urządził mi śliczny pokój i załatwił mamie korepetycje z angielskiego, by mogli się dogadywać. On sam się zapisał na lekcje języka polskiego i całkiem dobrze mu idzie nauka. Załatwił mi także naukę w szkole na dzielnicy, dzięki niemu poznałam naprawdę wspaniałych ludzi - opowiadałam z przejęciem.
 - Czyli poznałaś tam kogoś ciekawego tak? - puściła do mnie oczko.
 - Tak - zaśmiałam się i zaczerwieniłam.
 - Kiedyś mi go przedstawisz.
 - Jak mama dożyje - wtrącił się najstarszy z moim kuzynów, który do chodzi do jednej klasy z Mateuszem.
 - Gdybyś był taki mądry w szkole jak w domu to byś miał świadectwo z paskiem! - mruknęła.
 - Dobra, ten temat donikąd nie prowadzi.
 - Twoja nauka również.

 Rodzina rozjechała się do domu. Zebrałam naczynia ze stołu, włożyłam je zmywarki i zjadłam resztę ciastek. Korzystając z chwili nieobecności cioci Ali w domu uruchomiłam laptopa, podłączyłam się do WiFi i zalogowałam się na Skype z nadzieją, że będzie na nim któryś z Janoskians. Niestety żadnego z chłopaków nie zastałam pomimo, że w Australii była dopiero godzina dziewiąta wieczorem. Weszłam na twittera gdzie napisałam, że pierwszy dzień w Polsce minął mi bardzo przyjemnie w rodzinnym gronie. Dodałam także, że tutaj leży kilkucentymetrowa warstwa śniegu i że mogłam to uwzględnić jeszcze będąc w Melbourne. Naprawdę jestem głupia. Na pulpicie monitora wyświetliło mi się okienko z wiadomością od Eweliny, mojej przyjaciółki  jeszcze z gimnazjum.
 - "Może się spotkamy?" - przeczytałam i odpisałam przyjaciółce. - "Dobry pomysł! Mamy sobie tyle do opowiedzenia!"
 - "To dzisiaj ci pasuje?"
 - "Tak, jasne. Napisz mi tylko o której godzinie" .
 - "Może tak o siedemnastej? W <<Pizzerii Paolo>>?" - zapytała.
 - "OK. Zapytam się jeszcze cioci czy mnie podwiezie".
 - "OK. To do zobaczenia".

 Siedziałam na kanapie i oglądałam kreskówki kiedy usłyszałam ujadanie psów. Wyłączyłam telewizor i poszłam do kuchni. Ciocia weszła do środka i rzuciła torbę z dokumentami na stół.
 - Jak nie Damian to w pracy coś ode mnie chcą!
 - Mam pytanie ciociu - powiedziałam nie śmiale.
 - Słucham.
 - Mogłaby mnie ciocia zawieźć o siedemnastej do miasta... - mina czterdziesto parolatki wyrażała niechęć. - ...ale jeżeli ciocia nie chcę to mogę po Michała zadzwonić, dam mu tylko na paliwo...
 - A gdzie w ogóle idziesz?
 - Na spotkanie z przyjaciółką.
 - A masz pieniądze na to spotkanie?
 - Na koncie powinnam mieć jakieś pieniądze. Później napiszę do mamy, by przysłała mi trochę siana.
 - No dobrze - odrzekła zrezygnowana.
 - Dziękuję - wtuliłam się w okrągłe 90 centymetrów cioci.

 Alicja wysadziła mnie na rynku, skąd miałam dwie minuty drogi do banku, w którym miałam konto. Wyciągnęłam z niego ostatnie 20 złotych jakie tam się znajdowało i udałam się na spotkanie z Eweliną.
 Usiadłam przy stole w pizzerii i czekałam na przyjście nastolatki. Znając dziewczynę spóźni się o jakieś 15-30 minut i jeszcze będzie się z tego śmiała. Siedziałam zaraz obok drzwi frontowych i patrzyłam na każdą wchodzącą do lokalu osobę.
 - Jak ty wyładniałaś! - krzyknęłam kiedy dziewczyna raczyła w końcu przyjść. Po czterdziestu pięciu minutach.
 - A daj spokój - machnęła ręką. - Ty masz za to cudowną opaleniznę!
 Ewelina zmieniła kolor włosów na czekoladowy brąz, gdzie jej naturalnym kolorem był brudny blond. Z jej twarzy zniknęły piegi. Grube, prostokątne brwi zniknęły, a w ich miejscu znajdowały się "mewki". Oczy miała delikatnie podkreślone eyeliner'em. Sweterek zajął miejsce grubych bluz z kapturem. Spojrzałam na stopy dziewczyny i przeszły mnie ciarki - dziewczyna miała ubrane czarne Conversy do kostek.
 - Tobie chyba gorąco jest tej zimy - zaśmiałam się.
 - Nie mam żadnych fajnych butów a nie chce mi się innych kupować na chwilę tylko.
 - Zima dopiero się zaczęła...
 - Ale ja nie muszę tego wiedzieć - cała Ewelina. Nigdy nie dała sobie powiedzieć prawdy, która byłaby dla jej dobra.
 Usiadłyśmy i zamówiłyśmy pizzę oraz Colę. W pizzerii siedziałyśmy około godziny, cały czas spędzając na rozmowie o Danielu, chłopakach i jej życiu w internacie.
 - Na jak długo przyjechałaś? - płaciłyśmy za zamówione jedzenie.
 - Przed świętami wracam do Australii, ale mama myśli że tutaj zostanę - oznajmiłam.
 - Rozumiem. Czyli zostało nam niewiele czasu na spędzenie go razem.
 - Wylot mam dwudziestego pierwszego grudnia czasu Australijskiego czyli... nie. Wylot mam po prostu dwudziestego drugiego, bo oni i tak są osiem godzin do przodu.
 - Czyli przeżyjesz ten dzień jeszcze raz?
 - Tak. Mniej więcej tak.
 - Podróże w czasie, o nie! - zaśmiała się. - Jesteś prawie jak ktoś tam od tych podróży w czasie!
 - Tak, prawie jak ten ktoś tam.
 Obeszłyśmy jeszcze miasto i się pożegnałyśmy. Zadzwoniłam do cioci by mnie odebrała i udałam się do domu. Napisałam jeszcze do Vicky smsa z propozycją spędzenia jutro całego dnia ze sobą, poszłam wziąć prysznic i udałam się w stan spoczynku.

*********
Nie potrafię Wam odmówić, ale najbliższy post dopiero za tydzień :( zaczęłam tez pisać nowe opowiadanie (nie FF) i chcę w nim też wyjść na przód z rozdziałami. Tutaj jestem 5 rozdziałów do przodu, ale planuję być na +10 (dziwna składnia zdania) :p a jak Wam lecą wakacje?

11 komentarzy:

  1. Super ;*
    A jakie nowe ? ;>
    Wakacje wspaniale xdd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nowe to niespodzianka ;) jak będę miała kilka rozdziałów to je zacznę publikować

      Usuń
  2. Właściwie, to ona nie przeżyje dnia jeszcze raz, tylko jeden ominie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeżeli przypuśćmy leciała 8 godzin (tyle co wynosi różnica między krajami) to w Polsce będzie o tej samej godzinie o której wyleciała w Australii :)

      Usuń
  3. Kiedy następny? xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Ej a napisałabyś Janoskians POV?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale do tego opowiadania czy osobno (jako inne)? bo ogólnie planowałam zrobić taki czas kiedy głównej postaci nie będzie i inni będą opisywać ;)

      Usuń
    2. Noo do tego opowiadania, bo chciałabym zobaczyć jak oni sobie radzą xdd

      Usuń
    3. obiecuję że sylwester będzie z POV XD bo aktualnie jestem przed świętami, albo święta zrobię z POV :)

      Usuń
  5. Świetny rozdział. Czekam na następne i zapraszam do siebie :http://storyjanoskians.blogspot.com/ :).

    OdpowiedzUsuń