piątek, 21 czerwca 2013

#21

Z płaczem wbiegłam do pokoju i zamknęłam się w nim na klucz.
 - Angelika, jesteś tego pewna? - mama dobijała się do drzwi.
 - Tak! Ja tu dłużej nie wytrzymam! Chcę do domu! Dzisiaj, teraz, zaraz!
 - Otwórz drzwi to na spokojnie porozmawiamy.
 - Nie! Wyjdę stąd dopiero jak pod drzwiami wsuniecie mi bilet lotniczy do Polski! - mój płacz stał się wręcz paniczny.
 - Ale powiedz chociaż o co chodzi! Czy to chodzi o tą kolację lub o tego chłopaka?
 Dłuższą chwilę zaciskałam zęby na poduszce, by stłumić jakoś w sobie chęć krzyknięcia. Powoli zaczynało mi brakować tchu na płacz i zaczęła mi się "płaczliwa czkawka".
 - Proszę, powiedz chociaż co się stało, spróbuję ci pomóc...
 - Pomożesz mi kupując bilet w jedną stronę do Poznania, dopłacisz za większy bagaż i odwieziesz mnie na lotnisko!
 - Ale dziecko, w Polsce nie masz u kogo mieszkać...
 - To pójdę do ojca! Proszę, chcę do domu!
 - Jesteś w domu. Teraz to jest twój dom, a ojciec nie interesuje się tobą ani siostrą odkąd skończyłaś 6 rok życia.
 - Jest moim ojcem i musi się mną zająć! - starałam się postawić na swoim.
 - Nie ma praw do ciebie.
 - Idź sobie! - krzyczałam kopiąc piętą w łóżko.
 Mama poszanowała moją prośbę i jej cień zniknął spod drzwi od mojej aktualnej twierdzy. Łkanie tłumiłam w trzymanej przez siebie białej poduszce, której wzorek w czerwone brytyjskie budki telefoniczne pokrył się czarnymi smugami z pozostawionych resztek niezmytego makijażu. Od dłuższego czasu nie słyszałam dzwonienia do drzwi. Prawdopodobnie John wyszedł ich powiadomić, że nie mam ochoty z nikim rozmawiać. Położyłam się na brzuchu i wpatrywałam w flagę Polski powieszoną na jednej ze ścian. Na podłogę padł cień i rozległo się pukanie do szyby. Obróciłam się i spojrzałam na okno za którym stał Daniel z błagalną miną. Napisał coś w telefonie, po czym ekran przystawił do szkła. Wytężyłam zmęczony od płaczu wzrok i przeczytałam: "Proszę, nie wyjeżdżaj. Kocham Cię". Wyciągnęłam rękę i spuściłam żaluzję by nie patrzeć na twarz ukochanego. Pukanie zrobiło się głośniejsze i częstsze. Nie mogłam usłyszeć własnych myśli. Spojrzałam na stertę rzeczy w kącie, które wcześniej zalegały na moim biurku. Wzięłam kartkę, marker, po czym na papierze napisałam: "Wynoś się z mojego życia", odsłoniłam na moment okno i wiadomość przystawiłam przed twarz nastolatka. Nie patrzyłam nawet na reakcję chłopaka, kartka po chwili spadła a ja rzuciłam się ponownie na łóżko.
 - Przepraszam! - usłyszałam stłumiony przez szybę głos bruneta. Na głowę położyłam stertę poduszek by nie słyszeć co do mnie mówi.
 - Nic mnie to nie obchodzi - łkałam do siebie. Niby nie miałam się na co obrazić, ale dzisiejszy dzień tak jakoś mnie w ogóle rozdrażnił, a Daniel pogorszył tylko sytuację. Chyba miesiączka mi się zaczyna.

 Zmęczona płaczem zasnęłam z głową nakrytą poduszkami. Nie słyszałam nawet kiedy Skip poszedł spod okna. Usiadłam na łóżku i do ręki chwyciłam telefon. Przesunęłam palcem po ekranie i zobaczyłam napływ wiadomości: 15 nieodebranych połączeń, 24 smsy i to wszystko od Daniela. Były także pojedyncze wiadomości od Jai'a, że nie mam się co obrażać na Daniela bo razem to uknuli już dłuższy czas temu. Nie miałam ochoty rozstrzygać tego, kto wpadł na ten genialny pomysł, byłam zbyt zmęczona. Otarłam łzy i wyszłam z pokoju. O mało co nie weszłam w tacę z jedzeniem postawioną tuż pod drzwiami. Wzięłam paczkę i cofnęłam się do pokoju by zjeść przygotowane przez mamę tosty z Nutellą, które niestety nie były już ciepłe.
  Odstawiłam pusty talerz na tackę, wypiłam szklankę soku, która była w zestawie i udałam się w kierunku kuchni. Mój wzrok napotkał się ze smutnymi oczyma matki.
 - Nadal chcesz wracać? - zagadnęła.
 - Tak. Chociaż na miesiąc. Muszę pogadać z kimś po polsku, a nie ciągle w języku którego wciąż się uczę. Muszę zobaczyć dom, w którym spędziłam całe moje dotychczasowe życie i spotkać się z przyjaciółmi, bo twoja nagła decyzja nie dała mi okazji na pogadanie z nimi wszystkim i powiedzenie im jak bardzo ich kocham.
 - W takim razie wracamy do domu.
 - Ty też?
 - Jeżeli nie czujesz się tutaj dobrze to dostosuję się do ciebie i wrócimy razem do Polski.
 - Ale ty nie musisz. Mogę wrócić sama a ty zostań z Johnem.
 - Sam mnie nakłonił do tej decyzji.
 - Gdzie on jest? Muszę z nim pogadać...
 - Na lotnisku. Kupuje nam bilety w jedną stronę - na słowa matki zerwałam się szybko do pokoju, z łóżka poderwałam telefon, wykręciłam numer do ojczyma i czekałam aż ten odbierze połączenie.
 - Halo?
 - John! Nie kupuj dwóch biletów! Kup jeden! Mamy miejsce przy osobie która ją kocha, czyli przy tobie. Ja sobie poradzę - przez słuchawkę słyszałam tylko jakieś przytłumione głosy.
 - Jesteś pewna? - potrzebowałam chwilę czasu na zastanowienie mimo, że odpowiedź już znałam. - Halo?
 - Tak - wycedziłam przez zęby.
 - Jeden w jedną stronę do Polski poproszę... - rozłączyłam się i dopiero teraz do mnie doszło co tak naprawdę zrobiłam. Opadłam na kolana i przyłożyłam telefon do serca. Łzy momentalnie zaczęły spływać mi po policzkach.
 - Nie tego chciałam... - wyszeptałam przez łzy ręką zakrywając usta. W głowie kłębiły mi się myśli za wyjazdem i przeciwko, nie mogłam dojść do tego. Bilet był już zakupiony, pozostało mi tylko poinformować o tym chłopaków i rodzinę w Polsce.

 Na ganku pojawił się oliwkowy Jeep, który bardzo dobrze znałam. Wstałam z kanapy i stanęłam obok niej.
 - To dla ciebie - ojciec podszedł bliżej i wręczył mi bilet. Poczęłam go namiętnie rozpatrywać wzrokiem kiedy przed oczami wybiła mi się data wylotu na pojutrze.
 - Dziękuję - uścisnęłam mężczyznę mocno. - Za wszystko.
 - Nie ma za co. Idź się pakować. W środę pójdę do twojej szkoły i cię z niej wypiszę - uśmiechnął się.
 Spojrzałam na rodzicielkę i po jej twarzy widziałam, że moja decyzja ją boli. Zostawię ją samą w obcym kraju, z obcym językiem, którym nie potrafi się do końca posługiwać. Zrobiło mi się głupio. Wzrokiem powędrowałam na psa, który nie wiedząc co się dzieje szczęśliwie zamerdał ogonkiem.
 - Zostawię wam psa - nachyliłam się i pogłaskałam stworzenie. - Nie chcę jej narażać na kolejny stres związany z podróżą.
 - Twoja decyzja - ojciec wzdrygnął ramionami i wtulił się partnerkę.
 Nie mówiąc nic udałam się do garażu, z którego wyjęłam kartony podpisane moim imieniem. Włożyłam jeden do drugiego i powędrowałam z nimi do pokoju, gdzie zaczęłam do nich pakować wszystko co przywiozłam z ojczyzny.  Po godzinie pakowania miałam już pełne kartony. Na jutrzejszy dzień zostawiłam sobie spakowanie walizek i zostawienie jakiś ciuchów na podróż. Weszłam na komputer i napisałam do przyjaciółki, że pojutrze wylatuję do Poznania, więc nasz sylwester z Janoskians jednak się nie odbędzie. Weszłam jeszcze na twittera, na którym nie byłam dobre dwa lub trzy tygodnie. Pierwsze co przykuło moją uwagę to wzrost liczby obserwujących ze stu do prawie trzech tysięcy! W reakcjach prawie tyle samo tweetów do mnie z tagiem "#WybaczMu". Zrobiłam wielkie oczy i nie wiedziałam co to ma znaczyć. Serce podeszło mi do gardła i postanowiłam sprawdzić kto wpadł na pomysł z tym hashtagiem.
 Na dworze było już ciemno kiedy dotarłam do źródła akcji, którym okazał się nikt inny jak Daniel Sahyounie. Miałam ochotę chwycić go za szyję i udusić za ten cały syf w moich interakcjach. Postanowiłam dać o sobie znać na forum.
 - "Wasze prośby nic nie zmienią. Za dwa dni wylatuję do Polski. Bilet w jedną stronę. Żegnajcie" - zamknęłam klapkę laptopa.
 Leżący obok telefon na chwilę zawibrował. Podniosłam go, odblokowałam i spojrzałam na wiadomość.
 - "Wyjdź na chwilę na dwór" - przeczytałam.
 - "Nie mam ochoty" - odpisałam Danielowi.
 - "Proszę. Bardzo ładnie proszę" - telefon włożyłam do tylnej kieszeni spodni, poprawiłam w lusterku włosy i wyszłam na ganek.
 Przed posesją stał ubrany w garnitur Daniel, w ręce trzymał bukiet czerwonych róż.
 - Przepraszam, to było głupie - spojrzał na mnie. - Możemy porozmawiać, proszę?
 Usiadłam na bujanym fotelu i wskazałam chłopakowi krzesło obok. Brunet wręczył mi kwiaty, ukląkł na jedno kolano i chwycił mnie za dłoń.
 - Przepraszam. Nie wiedziałem, że masz gorszy dzień. Sądziłem, że ten mój pomysł raczej cię nastraszy a później rozbawi... Wybacz mi.
 - Jak niby zerwanie miałoby kogokolwiek rozbawić?
 - W sumie nie wiem... - nie wierzę, że on serio jest tak głupi.
 - Zerwanie by rozbawiło kogoś, kogo się nie kochało a z nim było... nawet nie wiem po co. Z zerwań nie powinno się żartować.
 - Tak wiem, przepraszam. Nie wyjeżdżaj, proszę. Kocham Cię.
 - Na to za późno - spojrzałam chłopakowi głęboko w oczy. - Wylatuję za dwa dni.
 - Żartujesz, prawda?
 - Nie ja nie żartuję Daniel. Wszystko mam już spakowane, bilet leży schowany w pokoju... - chłopak wstał, podszedł do okna od mojego pokoju, wejrzał do środka i opadł na kolana.
 Spuściłam głowę, przetarłam oczy i spojrzałam na zegarek w telefonie.
 - Jest już późno. Powinieneś iść.
 Chłopak spojrzał na mnie. Widziałam jak jego podbródek się trzęsie.
 - Nie wyjeżdżaj... - powiedział.
 - Nie utrudniaj mi tego. Proszę, idź już...
 - Nie rób mi tego...
 Nie chcąc patrzeć na bruneta położyłam kwiaty na siedzeniu i weszłam do domu. Nie odrywając oczu od ziemi udałam się do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i zasnęłam.

***********
Jeżeli Wam się podoba mój blog to udostępniajcie go innym Janoskianators i nie tylko - może ktoś właśnie dzięki opowiadaniu zakocha się w chłopakach?

10 komentarzy:

  1. Boziuu to jest boskie <3
    Ja chce następny post <3

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie. Ja też chcę już następny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dodaj dzisiaj jeszcze jeden <3333

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy następna część, bejbe? ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dopiero w środę :) x

      Usuń
    2. Dopieroo?? xoxo

      Usuń
    3. trzymam się harmonogramu XD w wakacje będę dodawała raz w tygodniu :)

      Usuń
    4. A nie da się chociaż dwa razy w tygodniu? ;))

      Usuń
  5. OMG nie niech nie wyjeżdża :(
    Chcę już następny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Popłakałam się. Ona jest głupia jakaś niech nie wjeżdża !!

    OdpowiedzUsuń