Vicky patrzyła na mnie wzrokiem wystraszonego lemura. W płuca nabrała powietrza, twarz jak zwykle poczerwieniała.
- Nawet jeśli, to jakie są szanse, że ja mu też? - zapytała opuszczając grzywkę na oczy.
-
Wiedziałam! Ha! Wiedziałam! - skakałam po pokoju. - Zauważyłam to kiedy
do ciebie podszedł, a znam cię już tyle lat, więc wiem kiedy ktoś ci
się podoba - objęłam ją lewą ręką, a prawą zmierzwiłam jej włosy. - Moja
mała Vickusia się zakochała!
- Nie zakochała - dźgnęła mnie ręką, bym się od niej odsunęła. - Po prostu mi się podoba...
-
Vicky Katarzyno Winter! - wskazałam na nią palcem i machałam biodrami
na boki. - Oświadczam ci, że poznam cię bliżej z Luke'em Anthonym
Brooksem, byś mogła mu w przyszłości spłodzić gromadkę dzieci! - w tym
momencie wystawiony palec ustąpił pięści, którą dumnie przysunęłam do
piersi i starałam się zachować poważną minę.
Przyjaciółka nabrała na twarzy żywszy odcień czerwieni i zasłoniła twarz poduszką.
- Wiem, nie dziękuj. Podziękujesz po skończonej robocie - ostatnie zdanie wyszeptałam.
- Ha! Za nic ci nie podziękuję, bo nie będzie za co - uśmiechnęła się sztucznie i poklepała mnie na pocieszenie po ramieniu.
- Nie wąp w moje zdolności - zagroziłam.
- Nie wąp?
- Tak, no wiesz, wymyślam własny slogan, chcę być fajna...
- Nie wychodzi ci to - pokręciła przecząco głową.
-
Jesteś okropna! - udając płacz wybiegłam z salonu, by po chwili stanąć w
progu drzwi. - A tak serio, to co ci się w nim podoba?
- Hm, co
mi się w nim podoba - niczym jakiś profesor podrapała się po brodzie. -
Jego wygląd. Poza tym z twoim opowiadań wynika, że jest zabawny, fajny i
w ogóle.
- Zabawny - parsknęłam. - Oni wszyscy są zabawni! Gdyby
nie byli, to by nie mieli tylu obserwujących na twitterze i youtube!
Ale oczywiście ty masz prawo nie wiedzieć tego, gdyż nie mieszkasz w
cywilizowanym świecie i nie posiadasz twittera.
- I nie chcę mieć - podkreśliła.
-
I nie chcesz mieć - usiadłam na kanapie wpatrując się dziewczynie w
oczy. - A gdybym cię z nim zeswatała, to byś się cieszyła? I no wiesz,
gdybyście byli parą?
- Nie, nie i tak.
- Dlaczego tak?
-
Nie chcę byś nas swatała, bo na chama nic się nie da zrobić. Gdybyśmy
byli "parą" to jedyny kontakt byłby na skype, którego jak sama wiesz w
domu za często używać nie mogę ze względu na smroda. Tak, chodzi mi o
Oliwię, a jak sama dobrze wiesz związki na odległość nie mają racji bytu
- wyliczała na palcach. - Ale fajnie byłoby z nim być.
- Czyli byś się cieszyła z bycia z nim?
- Tak, ale nie chcę twojej pomocy. Powiedzmy szczerze, nie jesteś pomocna.
- No wiem - z ust zrobiłam podkówkę. - Ale zobaczymy co się wydarzy podczas sylwestra - kilkakrotnie uniosłam brwi.
- To znaczy?
-
To znaczy, że sądzę, iż tylko ty będziesz trzeźwa z naszej szóstki.
Czyli, kiedy Luke będzie pijany będzie szczery. A jak również wiadomo
pijany facet, to facet łasy na kobiety.
- Nie prześpię się z nim! Nie ma mowy!
- Oj, no nie mówię o tym! Chodzi o to, że może sam zagada?
- A... No chyba że tak...
- Ale ty serio ciężko czaisz - wystawiłam język.
Cały
dzień starałam się przypominać przyjaciółce o tym, co odkryłam na rano.
Przy każdej okazji wymawiałam imię nastolatka, a Vicky uśmiechała się i
rumieniła na twarzy. Kiedy nikt nie widział odwracałam się do niej
plecami i udawałam, że się z kimś obściskuję, by jeszcze bardziej
doprowadzić szarooką do furii. Prychała niczym byk na czerwoną płachtę i
przymrużała oczy, by spowodować, bym przestała. Inaczej skończy się to
dla mnie szarpaniną, która skończy się na podłodze, tak jak miałyśmy
zwyczaj robić to w Polsce.
Siedziałyśmy w kuchni i
przeglądałyśmy gazety z kuponami, by zaoszczędzić trochę pieniędzy
podczas zakupów w supermarkecie. Była to ostatnia rzecz jaką miałam
zrobić dla rodziców w tym roku.
- Czasami go widzę - zagadnęła Vicky wycinając kolejny kupon.
- Kogo?
-
Widzę martwych ludzi - wyszeptała po czym zaczęła się śmiać. - Chodzi
mi o Mateusza. Czasami go widzę jak idzie do szkoły. Jeżeli widzi, że ja
go widzę to wtedy pokazuje mi środkowy palec lub mierzy mnie.
- Prostak i cham. Ignoruj go - wycięte kupony odłożyłam w stosik.
- Ignoruję, ale raz do mnie zagadał.
- O co zagadał?
-
O ciebie - spojrzała na mnie. Jej szaro-zimne oczy przeszyły mnie na
wylot. - Zapytał o to, co porabiasz w Australii z, cytuję "idiotą, który
cię chciał".
- Sam jest idiotą. I wiesz co? Gówno mnie on
interesuje. W szkole o mało co by mnie uderzył, kiedy odwiedzałam laski w
grudniu. Wredny, ciotowaty idiota, który nie zda matury. Przynajmniej
mam taką nadzieję.
- Wiesz co mu odpowiedziałam?
- Nie wiem i nie chcę wiedzieć, ale znając ciebie zaraz mi powiesz.
-
Że jest idiotą, ponieważ Daniel jest cudownym chłopakiem, który dba o
to, by jego dziewczyna się uśmiechała i czuła się bezpieczna przy nim.
- Ciekawie.
- Nom. A wiesz co potem odpowiedział?
- Nie wiem.
- Nic nie odpowiedział. Po prostu odszedł.
- Po co w ogóle zaczęłaś o nim temat?
- By cię wkurzyć - odpowiedziała uśmiechając się. - Skoro ty mnie wkurzasz...
- Luke - wtrąciłam.
- Tak, więc ja będę cię wkurzała Mateuszem.
-
Luke Luke Luke Luke Luke! - robiłam dziubka do niej. - Oh, chodź się
zabawić Luke, będzie fajnie - chcąc jeszcze bardziej wkurzyć nastolatkę
udawałam jej głos i usiadłam na kolanach, jednak ta zrzuciła mnie z nich
na ziemię.
- Jesteś obrzydliwa - burknęła zamykając się w moim pokoju.
- Oh, daj spokój! - rozłożyłam ręce. - To miało być tylko dla zabawy!
-
To nie jest zabawne! Sama dobrze wiesz, że rzadko kiedy ktoś mi się
podoba, więc mogłabyś się ode mnie odwalić! - w głosie dziewczyny było
słychać rozpacz i śmiech na raz, nie wiem jak mam zareagować.
- Przepraszam - drzwi od pokoju otworzyły się.
- Wierzę, bo ty rzadko kiedy przepraszasz.
- Nie umiem przepraszać, dlatego rzadko to robię.
- I tu się zgodzę - fuksem nie uderzyła mnie palcem w nos. - Jesteś głupia, irytująca i wredna.
- Ale wciąż jestem twoją dupą - rozłożyłam ręce i podeszłam bliżej, by przytulić Vicky.
- Nie będzie niedźwiadka.
- To foch - zrobiłam typowy przy tym tekście gest.
- To foch.
Nie
rozmawiałyśmy ze sobą cały wieczór. Dopiero na chwilę przed pójściem
spać zaczęłyśmy ze sobą jako tako rozmawiać. Wspominałyśmy wspólnie
spędzone lata w podstawówce, a także pamiętną noc w szkole, podczas
której zniszczyłyśmy taki sam materac jak ten, na którym właśnie leżała
Vicky.
Został dzień do imprezy, czas zacząć sprzątać dom!
Mama
z Johnem była na zakupach, wybierała sobie sukienkę na sylwester, więc
ja z Vicky wzięłyśmy się za odkurzanie. Kiedy jeszcze mieszkałam w
Polsce często umawiałyśmy się i sprzątałyśmy wspólnie nasze mieszkania.
Był to dobry sposób na spędzenie razem czasu i pomoc sobie.
Pierwsze
co uprzątnęłyśmy to podłoga, po której walała się biała sierść Pandy i
koty z kurzu. Nie przypuszczałam, że jednym sprzątaniem zapełnimy dwa
worki w odkurzaczu. Wszystkie pajęczyny poznikały z kątów sufitu, pająki
straciły życie, a ich ciała zostały utopione w toalecie. Uwierzcie mi,
pająki w Australii są ogromne, nie te co w Polsce straszą tylko nogami.
Wszystkie
wartościowe rzeczy, które mogłyby się przypadkowo stłuc trafiły w stare
gazety, następnie w kartony i wyniesione do gabinetu Johna.
Posprzątanie
całego domu zajęło nam 3 godziny, więc po zakończeniu pracy byłyśmy
zmęczone i głodne. W końcu zaraz po wstaniu z łóżka wzięłyśmy się za
porządki, nawet nie zjadłyśmy śniadania.
Dzwonek do
drzwi przerwał nam rytuał jedzenia tostów i grania w gry. Wstałam i
poszłam otworzyć drzwi, w których stał szczęśliwy Beau. Chłopak rzucił
mi się na szyję i tanecznym krokiem wszedł do salonu.
- Wejdź proszę - powiedziałam już właściwie sama do siebie i zamknęłam drzwi.
- Nie uwierzysz co się stało! - nastolatek ściskał w ręce telefon.
- To mów - podeszłam do niego bliżej.
-
Zadzwonił do nas jakiś kolo z LA i zaproponował nam wyjazd na trzy
miesiące! - piszczał niczym dziewczynka widząca szczeniaczki.
- Trzy miesiące? I co będziecie tam robić?
- Nagramy piosenkę, damy kilka wywiadów i zrobimy kilka sesji zdjęciowych! Prz okazji damy kilka występów! Weee!
-
Rozumiem, że stajecie się sławni i niedługo zapomnicie o nas malutkich
tutaj, w Melbourne? - byłam trochę załamana. Nie chciałam rozstawać się z
nimi na tak długi okres, nie zniosłabym tego. Dopiero co byliśmy daleko
od siebie przez miesiąc, a teraz znowu mam ich stracić?
-
Oczywiście, że nie zapomnimy - ręce położył na moich barkach. -
Melbourne zawsze będzie naszym domem, nie ważne kim się staniemy, nic
nas nie zmieni. Tylko tyle, że będziemy bardziej rozpoznawalni na
ulicach - zaśmiał się.
Dla niego to nic, kolejna przygoda, którą
rozpoczęli nagrywając filmiki na Youtube, ale to zmieni całe ich życie.
Nie będą mieli prywatności, przez to mogą się zmienić.
- A zgodziliście się już?
- Tak.
- Yhm - dłoni.ą potarłam ciarki na ramieniu. - Kiedy wylatujecie?
-
Ósmego stycznia. Ale nie martw się, cały czas jaki nam pozostał do
wyjazdu spędzimy w Melbourne, z tobą, Vicky i resztą znajomych -
przytulił mnie.
- Dziękuję - pociągnęłam nosem.
- Musze
lecieć. Przybiegłem tutaj pod napływem emocji, nie panowałem nad sobą -
śmiał się. O Boże, jak mi będzie brakowało jego śmiechu! - Luke pewnie
zaraz będzie mnie szukał.
- Więc, kiedy jesteś szczęśliwy wybiegasz z domu i biegasz po okolicy, krzycząc? - wtrąciła Vicky.
- Szybko mnie rozgryzłaś, gratki! - chłopak przybił z nią żółwika i poszedł.
Usiadłam na kanapie i zakryłam twarz w dłonie.
- Nie chcesz, by wyjechali, prawda?
-
Nie - przetarłam twarz. - Prócz nich nie mam w Australii innych
znajomych. Zostawią mnie tutaj samą, na całe trzy miesiące... Oczywiście
cieszę się, że stają się sławniejsi, bo o to im chodziło, ale nie
myślałam, że tak szybko mnie tutaj zostawią... - głos zaczął mi się
załamywać, jednak starałam się uspokoić. Vicky nie lubiła, gdy płaczę,
bo jak twierdziła, wyglądam wtedy dziwnie, coś pomiędzy małym dzieckiem
a miną smutnego Creepera. Pociągnęłam nosem i potrząsnęłam głową, by z
oczu nie popłynęły łzy.
- To ich decyzja, zrobią to, co uznają za słuszne - przyjaciółka powróciła do czynności sprzed wtargnięcia Beau.
W
kieszeni zawibrował telefon - połączenie przychodzące od Daniela.
Przesunęłam palcem po zielonej słuchawce i przystawiłam aparat do ucha.
- "Możemy pogadać?" - odezwał się po drugiej stronie słuchawki. Jego głos był zmieszany.
-
Jeżeli chodzi ci o wyjazd do Los Angeles to już wszystko wiem. Beau
przybiegł tutaj i oznajmił mi dobrą nowinę, o ile mogę to tak nazwać -
mówiłam bez emocji.
- "A co ty na to?"
- To znaczy?
- "Czy zgadzasz się na mój wyjazd".
-
Ja nie mam z tym nic do gadania. Nie jestem twoim rodzicem by ci mówić
co masz robić. Jesteś dorosły, możesz robić co chcesz, nie zatrzymuję
cię. Ja nigdzie nie ucieknę, będę zawsze w Melbourne, będę na ciebie
czekała kiedy ty będziesz spełniał swoje marzenia. Twoje szczęście to
moje szczęście - ostatnie zdanie powiedziałam cieplej. - Twój wyjazd nie
zmieni moich uczuć do ciebie, nadal będę cię kochała.
Chłopak chwilę nic nie mówił, w słuchawce słyszałam tylko jego oddech.
- "Jesteś tego pewna? Nie będziemy się widzieć przez trzy miesiące..."
- Jak to nie? Zawsze mamy Skype do rozmów ze sobą. Zawsze będę miała czas na rozmowę z tobą.
- "Kocham cię".
- Ja ciebie również. Do zobaczenia jutro.
- Wierzysz w to, co powiedziałaś? - spytała Vicky, kiedy położyłam telefon na blacie stołu.
-
Wierzę, że mu to pomoże - opadłam na kanapę. - Ja dla niego zawsze
będę. Zostawiłam go na miesiąc, teraz on mnie zostawi na trzy miesiące,
ale co poradzić? Tak musi być. Zawsze chciałam mieć sławnego męża -
zaśmiałam się i wzrok skierowałam na sufit. - Myślałam, że to fajnie
będzie pojawiać się z nim po czerwonym dywanie, oglądać go w telewizji,
ale szczerze nigdy nie pomyślałam o jakiś jego wyjazdach charytatywnych,
planach filmowych czy koncertach. Sama trasa koncertowa po świecie może
minimum trwać trzy miesiące. Kiedy planowałam być żoną sławnej osoby
nigdy nie myślałam, że tak się stanie. Chociaż, oczywiście, nie mam
jeszcze męża, który jest sławny, ale za to mam sławnego chłopaka.
- Dałaś sobie spokój ze swoim marzeniem?
- Jakim marzeniem?
-
No by być aktorką? - zrobiła wielkie oczy. Zawsze trułam o byciu
aktorką, sławną kobietą, dającą dobry przykład ludziom, swoim fanom.
Nagle o tym zapomniałam, nie myślałam o tym już od bardzo dawna... Odkąd
poznałam chłopaków. Zmienili mój tok myślenia na zawsze. Nie trzeba być
sławnym, by w życiu coś osiągnąć Wystarczy mieć przyjaciół i dążyć do
celu.
- Nie, już mi chyba przeszło - nie wierzę własnym słowom.
Moje usta chyba są sterowane przez kogoś innego! Nigdy w życiu nie
powiedziałabym czegoś takiego! - Zostanę panią domu, która zawsze z
ciepłym obiadem będzie czekała na swojego męża, który będzie wracał
zmęczony ze swojej pracy. Ty niedługo też będziesz miała podobne
problemy, jak już będziesz z Luke'iem - wytknęłam język. Dziewczyna
zmierzyła mnie swoim wzrokiem. - Tak tylko mówię.
Taaa... Dziękuję ci za użycie mojego drugiego imienia bez mojej zgody :< A poza tym fajny rozdział :D Ale chce już sylwestra!!!!!!! ^.^
OdpowiedzUsuńnie mogę się doczekać kolejnego rozdziału !!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńOMG super rozdział! Czekam na nn :**
OdpowiedzUsuń@Epic40713354 <3
Kolejny chce!!! Kiedy dodasz? :>
OdpowiedzUsuńsobota ;)
UsuńTeż już chcę następny!!!
OdpowiedzUsuń