poniedziałek, 19 sierpnia 2013

#34

Vicky patrzyła na mnie wzrokiem wystraszonego lemura. W płuca nabrała powietrza, twarz jak zwykle poczerwieniała.
 - Nawet jeśli, to jakie są szanse, że ja mu też? - zapytała opuszczając grzywkę na oczy.
 - Wiedziałam! Ha! Wiedziałam! - skakałam po pokoju. - Zauważyłam to kiedy do ciebie podszedł, a znam cię już tyle lat, więc wiem kiedy ktoś ci się podoba - objęłam ją lewą ręką, a prawą zmierzwiłam jej włosy. - Moja mała Vickusia się zakochała!
 - Nie zakochała - dźgnęła mnie ręką, bym się od niej odsunęła. - Po prostu mi się podoba...
 - Vicky Katarzyno Winter! - wskazałam na nią palcem i machałam biodrami na boki. - Oświadczam ci, że poznam cię bliżej z Luke'em Anthonym Brooksem, byś mogła mu w przyszłości spłodzić gromadkę dzieci! - w tym momencie wystawiony palec ustąpił pięści, którą dumnie przysunęłam do piersi i starałam się zachować poważną minę.
 Przyjaciółka nabrała na twarzy żywszy odcień czerwieni i zasłoniła twarz poduszką.
 - Wiem, nie dziękuj. Podziękujesz po skończonej robocie - ostatnie zdanie wyszeptałam.
 - Ha! Za nic ci nie podziękuję, bo nie będzie za co - uśmiechnęła się sztucznie i poklepała mnie na pocieszenie po ramieniu.
 - Nie wąp w moje zdolności - zagroziłam.
 - Nie wąp?
 - Tak, no wiesz, wymyślam własny slogan, chcę być fajna...
 - Nie wychodzi ci to - pokręciła przecząco głową.
 - Jesteś okropna! - udając płacz wybiegłam z salonu, by po chwili stanąć w progu drzwi. - A tak serio, to co ci się w nim podoba?
 - Hm, co mi się w nim podoba - niczym jakiś profesor podrapała się po brodzie. - Jego wygląd. Poza tym z twoim opowiadań wynika, że jest zabawny, fajny i w ogóle.
 - Zabawny - parsknęłam. - Oni wszyscy są zabawni! Gdyby nie byli, to by nie mieli tylu obserwujących na twitterze i youtube! Ale oczywiście ty masz prawo nie wiedzieć tego, gdyż nie mieszkasz w cywilizowanym świecie i nie posiadasz twittera.
 - I nie chcę mieć - podkreśliła.
 - I nie chcesz mieć - usiadłam na kanapie wpatrując się dziewczynie w oczy. - A gdybym cię z nim zeswatała, to byś się cieszyła? I no wiesz, gdybyście byli parą?
 - Nie, nie i tak.
 - Dlaczego tak?
 - Nie chcę byś nas swatała, bo na chama nic się nie da zrobić. Gdybyśmy byli "parą" to jedyny kontakt byłby na skype, którego jak sama wiesz w domu za często używać nie mogę ze względu na smroda. Tak, chodzi mi o Oliwię, a jak sama dobrze wiesz związki na odległość nie mają racji bytu - wyliczała na palcach. - Ale fajnie byłoby z nim być.
 - Czyli byś się cieszyła z bycia z nim?
 - Tak, ale nie chcę twojej pomocy. Powiedzmy szczerze, nie jesteś pomocna.
 - No wiem - z ust zrobiłam podkówkę. - Ale zobaczymy co się wydarzy podczas sylwestra - kilkakrotnie uniosłam brwi.
 - To znaczy?
 - To znaczy, że sądzę, iż tylko ty będziesz trzeźwa z naszej szóstki. Czyli, kiedy Luke będzie pijany będzie szczery. A jak również wiadomo pijany facet, to facet łasy na kobiety.
 - Nie prześpię się z nim! Nie ma mowy!
 - Oj, no nie mówię o tym! Chodzi o to, że może sam zagada?
 - A... No chyba że tak...
 - Ale ty serio ciężko czaisz - wystawiłam język.

 Cały dzień starałam się przypominać przyjaciółce o tym, co odkryłam na rano. Przy każdej okazji wymawiałam imię nastolatka, a Vicky uśmiechała się i rumieniła na twarzy. Kiedy nikt nie widział odwracałam się do niej plecami i udawałam, że się z kimś obściskuję, by jeszcze bardziej doprowadzić szarooką do furii. Prychała niczym byk na czerwoną płachtę i przymrużała oczy, by spowodować, bym przestała. Inaczej skończy się to dla mnie szarpaniną, która skończy się na podłodze, tak jak miałyśmy zwyczaj robić to w Polsce.
 Siedziałyśmy w kuchni i przeglądałyśmy gazety z kuponami, by zaoszczędzić trochę pieniędzy podczas zakupów w supermarkecie. Była to ostatnia rzecz jaką miałam zrobić dla rodziców w tym roku.
 - Czasami go widzę - zagadnęła Vicky wycinając kolejny kupon.
 - Kogo?
 - Widzę martwych ludzi - wyszeptała po czym zaczęła się śmiać. - Chodzi mi o Mateusza. Czasami go widzę jak idzie do szkoły. Jeżeli widzi, że ja go widzę to wtedy pokazuje mi środkowy palec lub mierzy mnie.
 - Prostak i cham. Ignoruj go - wycięte kupony odłożyłam w stosik.
 - Ignoruję, ale raz do mnie zagadał.
 - O co zagadał?
 - O ciebie - spojrzała na mnie. Jej szaro-zimne oczy przeszyły mnie na wylot. - Zapytał o to, co porabiasz w Australii z, cytuję "idiotą, który cię chciał".
 - Sam jest idiotą. I wiesz co? Gówno mnie on interesuje. W szkole o mało co by mnie uderzył, kiedy odwiedzałam laski w grudniu. Wredny, ciotowaty idiota, który nie zda matury. Przynajmniej mam taką nadzieję.
 - Wiesz co mu odpowiedziałam?
 - Nie wiem i nie chcę wiedzieć, ale znając ciebie zaraz mi powiesz.
 - Że jest idiotą, ponieważ Daniel jest cudownym chłopakiem, który dba o to, by jego dziewczyna się uśmiechała i czuła się bezpieczna przy nim.
 - Ciekawie.
 - Nom. A wiesz co potem odpowiedział?
 - Nie wiem.
 - Nic nie odpowiedział. Po prostu odszedł.
 - Po co w ogóle zaczęłaś o nim temat?
 - By cię wkurzyć - odpowiedziała uśmiechając się. - Skoro ty mnie wkurzasz...
 - Luke - wtrąciłam.
 - Tak, więc ja będę cię wkurzała Mateuszem.
 - Luke Luke Luke Luke Luke! - robiłam dziubka do niej. - Oh, chodź się zabawić Luke, będzie fajnie - chcąc jeszcze bardziej wkurzyć nastolatkę udawałam jej głos i usiadłam na kolanach, jednak ta zrzuciła mnie z nich na ziemię.
 - Jesteś obrzydliwa - burknęła zamykając się w moim pokoju.
 - Oh, daj spokój! - rozłożyłam ręce. - To miało być tylko dla zabawy!
 - To nie jest zabawne! Sama dobrze wiesz, że rzadko kiedy ktoś mi się podoba, więc mogłabyś się ode mnie odwalić! - w głosie dziewczyny było słychać rozpacz i śmiech na raz, nie wiem jak mam zareagować.
 - Przepraszam - drzwi od pokoju otworzyły się.
 - Wierzę, bo ty rzadko kiedy przepraszasz.
 - Nie umiem przepraszać, dlatego rzadko to robię.
 - I tu się zgodzę - fuksem nie uderzyła mnie palcem w nos. - Jesteś głupia, irytująca i wredna.
 - Ale wciąż jestem twoją dupą - rozłożyłam ręce i podeszłam bliżej, by przytulić Vicky.
 - Nie będzie niedźwiadka.
 - To foch - zrobiłam typowy przy tym tekście gest.
 - To foch.

 Nie rozmawiałyśmy ze sobą cały wieczór. Dopiero na chwilę przed pójściem spać zaczęłyśmy ze sobą jako tako rozmawiać. Wspominałyśmy wspólnie spędzone lata w podstawówce, a także pamiętną noc w szkole, podczas której zniszczyłyśmy taki sam materac jak ten, na którym właśnie leżała Vicky.

 Został dzień do imprezy, czas zacząć sprzątać dom!
 Mama z Johnem była na zakupach, wybierała sobie sukienkę na sylwester, więc ja z Vicky wzięłyśmy się za odkurzanie. Kiedy jeszcze mieszkałam w Polsce często umawiałyśmy się i sprzątałyśmy wspólnie nasze mieszkania. Był to dobry sposób na spędzenie razem czasu i pomoc sobie.
 Pierwsze co uprzątnęłyśmy to podłoga, po której walała się biała sierść Pandy i koty z kurzu. Nie przypuszczałam, że jednym sprzątaniem zapełnimy dwa worki w odkurzaczu. Wszystkie pajęczyny poznikały z kątów sufitu, pająki straciły życie, a ich ciała zostały utopione w toalecie. Uwierzcie mi, pająki w Australii są ogromne, nie te co w Polsce straszą tylko nogami.
 Wszystkie wartościowe rzeczy, które mogłyby się przypadkowo stłuc trafiły w stare gazety, następnie w kartony i wyniesione do gabinetu Johna.
 Posprzątanie całego domu zajęło nam 3 godziny, więc po zakończeniu pracy byłyśmy zmęczone i głodne. W końcu zaraz po wstaniu z łóżka wzięłyśmy się za porządki, nawet nie zjadłyśmy śniadania.

 Dzwonek do drzwi przerwał nam rytuał jedzenia tostów i grania w gry. Wstałam i poszłam otworzyć drzwi, w których stał szczęśliwy Beau. Chłopak rzucił mi się na szyję i tanecznym krokiem wszedł do salonu.
 - Wejdź proszę - powiedziałam już właściwie sama do siebie i zamknęłam drzwi.
 - Nie uwierzysz co się stało! - nastolatek ściskał w ręce telefon.
 - To mów - podeszłam do niego bliżej.
 - Zadzwonił do nas jakiś kolo z LA i zaproponował nam wyjazd na trzy miesiące! - piszczał niczym dziewczynka widząca szczeniaczki.
 - Trzy miesiące? I co będziecie tam robić?
 - Nagramy piosenkę, damy kilka wywiadów i zrobimy kilka sesji zdjęciowych! Prz okazji damy kilka występów! Weee!
 - Rozumiem, że stajecie się sławni i niedługo zapomnicie o nas malutkich tutaj, w Melbourne? - byłam trochę załamana. Nie chciałam rozstawać się z nimi na tak długi okres, nie zniosłabym tego. Dopiero co byliśmy daleko od siebie przez miesiąc, a teraz znowu mam ich stracić?
 - Oczywiście, że nie zapomnimy - ręce położył na moich barkach. - Melbourne zawsze będzie naszym domem, nie ważne kim się staniemy, nic nas nie zmieni. Tylko tyle, że będziemy bardziej rozpoznawalni na ulicach - zaśmiał się.
 Dla niego to nic, kolejna przygoda, którą rozpoczęli nagrywając filmiki na Youtube, ale to zmieni całe ich życie. Nie będą mieli prywatności, przez to mogą się zmienić.
 - A zgodziliście się już?
 - Tak.
 - Yhm - dłoni.ą potarłam ciarki na ramieniu. - Kiedy wylatujecie?
 - Ósmego stycznia. Ale nie martw się, cały czas jaki nam pozostał do wyjazdu spędzimy w Melbourne, z tobą, Vicky i resztą znajomych - przytulił mnie.
 - Dziękuję - pociągnęłam nosem.
 - Musze lecieć. Przybiegłem tutaj pod napływem emocji, nie panowałem nad sobą - śmiał się. O Boże, jak mi będzie brakowało jego śmiechu! - Luke pewnie zaraz będzie mnie szukał.
 - Więc, kiedy jesteś szczęśliwy wybiegasz z domu i biegasz po okolicy, krzycząc? - wtrąciła Vicky.
 - Szybko mnie rozgryzłaś, gratki! - chłopak przybił z nią żółwika i poszedł.
 Usiadłam na kanapie i zakryłam twarz w dłonie.
 - Nie chcesz, by wyjechali, prawda?
 - Nie - przetarłam twarz. - Prócz nich nie mam w Australii innych znajomych. Zostawią mnie tutaj samą, na całe trzy miesiące... Oczywiście cieszę się, że stają się sławniejsi, bo o to im chodziło, ale nie myślałam, że tak szybko mnie tutaj zostawią... - głos zaczął mi się załamywać, jednak starałam się uspokoić. Vicky nie lubiła, gdy płaczę, bo jak twierdziła, wyglądam wtedy dziwnie,  coś pomiędzy małym dzieckiem a miną smutnego Creepera. Pociągnęłam nosem i potrząsnęłam głową, by z oczu nie popłynęły łzy.
 - To ich decyzja, zrobią to, co uznają za słuszne - przyjaciółka powróciła do czynności sprzed wtargnięcia Beau.
 W kieszeni zawibrował telefon - połączenie przychodzące od Daniela. Przesunęłam palcem po zielonej słuchawce i przystawiłam aparat do ucha.
 - "Możemy pogadać?" - odezwał się po drugiej stronie słuchawki. Jego głos był zmieszany.
 - Jeżeli chodzi ci o wyjazd do Los Angeles to już wszystko wiem. Beau przybiegł tutaj i oznajmił mi dobrą nowinę, o ile mogę to tak nazwać - mówiłam bez emocji.
 - "A co ty na to?"
 - To znaczy?
 - "Czy zgadzasz się na mój wyjazd".
 - Ja nie mam z tym nic do gadania. Nie jestem twoim rodzicem by ci mówić co masz robić. Jesteś dorosły, możesz robić co chcesz, nie zatrzymuję cię. Ja nigdzie nie ucieknę, będę zawsze w Melbourne, będę na ciebie czekała kiedy ty będziesz spełniał swoje marzenia. Twoje szczęście to moje szczęście - ostatnie zdanie powiedziałam cieplej. - Twój wyjazd nie zmieni moich uczuć do ciebie, nadal będę cię kochała.
 Chłopak chwilę nic nie mówił, w słuchawce słyszałam tylko jego oddech.
 - "Jesteś tego pewna? Nie będziemy się widzieć przez trzy miesiące..."
 - Jak to nie? Zawsze mamy Skype do rozmów ze sobą. Zawsze będę miała czas na rozmowę z tobą.
 - "Kocham cię".
 - Ja ciebie również. Do zobaczenia jutro.
 - Wierzysz w to, co powiedziałaś? - spytała Vicky, kiedy położyłam telefon na blacie stołu.
 - Wierzę, że mu to pomoże - opadłam na kanapę. - Ja dla niego zawsze będę. Zostawiłam go na miesiąc, teraz on mnie zostawi na trzy miesiące, ale co poradzić? Tak musi być. Zawsze chciałam mieć sławnego męża - zaśmiałam się i wzrok skierowałam na sufit. - Myślałam, że to fajnie będzie pojawiać się z nim po czerwonym dywanie, oglądać go w telewizji, ale szczerze nigdy nie pomyślałam o jakiś jego wyjazdach charytatywnych, planach filmowych czy koncertach. Sama trasa koncertowa po świecie może minimum trwać trzy miesiące. Kiedy planowałam być żoną sławnej osoby nigdy nie myślałam, że tak się stanie. Chociaż, oczywiście, nie mam jeszcze męża, który jest sławny, ale za to mam sławnego chłopaka.
 - Dałaś sobie spokój ze swoim marzeniem?
 - Jakim marzeniem?
 - No by być aktorką? - zrobiła wielkie oczy. Zawsze trułam o byciu aktorką, sławną kobietą, dającą dobry przykład ludziom, swoim fanom. Nagle o tym zapomniałam, nie myślałam o tym już od bardzo dawna... Odkąd poznałam chłopaków. Zmienili mój tok myślenia na zawsze. Nie trzeba być sławnym, by w życiu coś osiągnąć Wystarczy mieć przyjaciół i dążyć do celu.
 - Nie, już mi chyba przeszło - nie wierzę własnym słowom. Moje usta chyba są sterowane przez kogoś innego! Nigdy w życiu nie powiedziałabym czegoś takiego! - Zostanę panią domu, która zawsze z ciepłym obiadem będzie czekała na swojego męża, który będzie wracał zmęczony ze swojej pracy. Ty niedługo też będziesz miała podobne problemy, jak już będziesz z Luke'iem - wytknęłam język. Dziewczyna zmierzyła mnie swoim wzrokiem. - Tak tylko mówię.

6 komentarzy:

  1. Taaa... Dziękuję ci za użycie mojego drugiego imienia bez mojej zgody :< A poza tym fajny rozdział :D Ale chce już sylwestra!!!!!!! ^.^

    OdpowiedzUsuń
  2. nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału !!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG super rozdział! Czekam na nn :**
    @Epic40713354 <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolejny chce!!! Kiedy dodasz? :>

    OdpowiedzUsuń