niedziela, 29 września 2013

#39

 W ciągu ostatniego miesiąca dużo się zmieniło: zdałam prawo jazdy, dostałam Mini Coopera z końca XX wieku, rodzice wyznaczyli datę ślubu cywilnego na szóstego czerwca.
 Zostało tylko kilka dni do powrotu chłopaków z Hollywood. Cieszyłam się niesamowicie! Kilka dni mordęgi i spędzę z Janoskians kolejne kilka cudownych miesięcy, przepełnione uśmiechem i niesmacznymi żartami na temat różnych części ciała i nie tylko. Kilka dni i będę mogła się przytulić do Daniela... Tylko te myśli utrzymywały mnie na duchu od dłuższego czasu.
 Z blatu aneksu wzięłam klucze od samochodu, przekręciłam je w stacyjce i samochód zamruczał niczym pieszczony kot. Od małego dziecka cieszyłam się na widok każdego auta, które pięknie mruczało, a nie pierdziało niczym "komarek". Na widok motorów przebierałam nogami, by tylko móc wyrwać się z uścisku ręki mamy i podbiec do maszyny, by ją pogłaskać po woskowanym grzbiecie. Motoryzacja kręciła mnie bardziej niż lalki Barbie i wymienianie się karteczkami z koleżankami z klasy.
 Samochód zjechał z podjazdu, z głośników popłynęła piosenka Set This World On Fire, która była jedną z moich ulubionych piosenek od czasu wyjazdu chłopaków. Może nie było to jedno z nowszych aut, ale głośniki i silnik dawały radę.
 Mijając Glenroy jechałam zatłoczonymi ulicami Melbourne, by dojechać na plażę, gdzie czekał na mnie John.
 - Jak sesja? - uśmiech nie schodził mi z twarzy. Uczucie, że teraz ja będę kierowcą Johna wypełniało mnie szczęściem od środka.
 - Dobrze - ojczym położył sprzęt na tylnych siedzeniach, a sam usiadł z przodu. - A tobie jak się prowadzi auto?
 - Cudownie! - dłonią przetarłam po panelu. - Mruczy jak kotek - ekscytowałam się dalej, a John tylko oglądał wnętrze samochodu. - Dzwonili do ciebie z serwisu?
 - Tak. Jeep będzie gotowy dopiero w przyszłym miesiącu.
 - Dlaczego tak późno? - przekręciłam kluczyk i lekko dogazowałam. Samochód zamruczał. - Słyszysz?
 - Tak, słyszę... A, coś jeszcze z elektroniką się stało...
 - Przepraszam. Nie chciałam ci aż tak zniekarować auto... Mogłeś mówić, że najpierw na wsteczny mam wrzucić, a dopiero potem ruszyć.
 - Mogłaś chociaż powoli ruszyć, ale nie! Masz za ciężką nogę do gazu.
 - A może to nie moja wina, tylko nauczyciela?
 - Ja ciebie uczyłem...
 - No przecież mówię - wytknęłam język i jechałam przed siebie.

 Samochód zatrzymałam przed Penola Catholic College. Auto stało przodem do frontowego wejścia do budynku szkoły. Oparłam głowę o kierownicę i wpatrywałam się w budynek, z którego zaczęli wychodzić uczniowie w wiśniowych mundurkach.
 - Na pewno chcesz to zrobić? - ojczym spojrzał na mnie, a ja uderzałam podbródkiem w górną część kierownicy.
 - Właśnie się zastanawiam... I tak nie mam już co tutaj szukać - odpięłam pasy bezpieczeństwa, otworzyłam drzwi i wysiadłam z auta. Podciągając spodnie czekałam aż John również wysiądzie z Mini.
 Równym krokiem udaliśmy się do szkoły, przy głównym wejściu skręciłam w prawo. Stanęłam przy drzwiach z napisem "sekretariat" i zapukałam. John nacisnął klamkę i otworzył drzwi, przez które weszliśmy do głównego biura szkoły.
 - W czym możemy pomóc? - zza biurka odezwała się sekretarka, wciąż pisząc coś na klawiaturze komputera.
 - Em, tak. Czy jest pan dyrektor?
 - Jest u siebie w gabinecie.
 - A czy jest zajęty? - John ciągnął standardowe pytania.
 - Nie. Można wejść.
 John zapukał do drzwi prowadzących do drzwi gabinetu dyrektora i po usłyszeniu odzewu weszliśmy do sali dyrektorskiej.
 - Czy możemy panu przeszkodzić? - zapytał ojczym siadając przy biurku.
 - Chwilowo tak - dyrektor odsuwając rękę od kartki odłożył pozłacane pióro na bok. Splótł palce ze sobą, powiercił siedzeniem na krześle i oparł łokcie o blat biurka. - Słucham.
 Tak, nazywam się John Miller, to moja córka, Angelika, która uczęszcza do tej szkoły...
 - Z tego co wiem od nauczycieli to córka w szkole nie była widziana od bardzo dawna.
 - Tak, było to spowodowane ciężką sytuacją w domu.
 - Rozumiem, że chce pan usprawiedliwić nieobecności córki? - dyrektor zaczął stukać końcówkami pióra i dębowy blat.
 - Nie. Chciałbym wypisać córkę ze szkoły.
 Mina dyrektora zrzedła. Poprawił krawat lekko go rozciągając, patrząc na jego szyję zauważyłam, że z trudem przełknął ślinę.
 - Penola Catholic College to szkoła z wieloletnią tradycją, wyśmienicie wyszkoloną kadrą nauczycielską. Uczniowie odnoszą sukcesy w konkursach, absolwenci szkoły są wysoko postawieni w Australijskim biznesie. Posiadamy jedną z lepszych drużyn piłkarskich, każdy uczeń może rozwijać swoje umiejętności...
 - Chciałbym wypisać córkę - John przerwał dyrektorski monolog o osiągnięciach szkoły. Gdyby tego nie zrobił, czarnoskóry zapewne by się zapowietrzył. - Mam świadomość o osiągnięciach szkoły, sam do niej uczęszczałem, chcę wypisać córkę ze szkoły.
 Podsiwiały, ubrany w granatowy garnitur mężczyzna spojrzał na mnie wzrokiem bazyliszka mającym dokonać egzekucji. Zaczęłam się denerwować bardziej niż wtedy, gdy przedstawiałam ten pomysł rodzicom. Mama nie była zbytnio zadowolona z mojej decyzji, ale rocznikowo miałam już siedemnaście lat, a według prawa w Australii mogłam już rzucić szkołę. Nie miałam ochoty mijać tych murów sama. Ta szkoła liczyła się dla mnie tylko wtedy, gdy przez bramę przechodziłam z Jai'em, a na głównym placu czekali już Daniel, Luke i James. Większość z nich również rzuciła już szkołę, tylko James pozostał, ale otrzymał od szkoły nauczanie indywidualne, z którego korzystał przez internet. Szkoła była teraz dla mnie pełna obcych ludzi, z którymi nie miałam nic wspólnego.
 - Czy córka jest pewna tej decyzji? - dyrektor nie nawet nie mrugnął, staram się nie patrzeć mu w oczy, płoszyłam się.
 - Czy mogę na chwilę wyjść na korytarz? Muszę to jeszcze raz przemyśleć.
 Dyrektorska dłoń wskazała drzwi za moimi plecami. Szybko przeszłam przez sekretariat i zaczęłam spacerować po pustych korytarzach szkoły.
 Koniuszkami palców przejeżdżałam po szafkach, ścianach i drzwiach od klas. Chciałam sobie jeszcze raz przypomnieć te wszystkie miłe i niemiłe wspomnienia związane z budynkiem. Ostatni raz jestem w tym budynku.
 Wróciłam do gabinetu i usiadłam na swoim miejscu. Lekko uśmiechnęłam się w stronę czarnoskórego.
 - Więc jaka jest decyzja? - zapytał trzymając przed sobą plik dokumentów.
 Westchnęłam głęboko.
 - Chcę się wypisać ze szkoły.
 Dyrektor pokręcił głową i zaczął wypisywać leżące przed nim dokumenty. każdą uzupełnioną przez siebie kartkę podawał Johnowi, by podpisać naszą wspólną decyzję. Lekko się uśmiechałam bo wiedziałam, że sytuacja sprzed pół roku się nie powtórzy, nikt nie będzie mnie wyzywał od "polskich dziwek", nie będzie tej całej nienawiści jaką odczuwałam w tych murach.
 - Mogę wiedzieć jaki jest powód tej, moim zdaniem pochopnej decyzji? - czarnoskóry nie oderwał oczu od końcówki pióra.
 - Nie chcę być sama w tej szkole. 
 Ciemnobrązowe oczy skierowały się w moją stronę.
 - Czy ktoś cię tu obrażał, wyzywał?
 Miałam ochotę powiedzieć "tak, była taka jedna co mnie od dziwek wyzywała, bo jestem z chłopakiem, który jej się podobał", ale jednak ugryzłam się w język. Teraz to nie było ważne. Chcę zabrać stąd swoje dokumenty, rzeczy z szafki, wyjść z budynku szkoły i nigdy tu nie wracać.
 - Nie. nic takiego nie było - pokręciłam przecząco głową.
 Dyrektor odchrząknął, podpisane dokumenty ułożył w plik, spiął je i włożył do papierowej teczki.
 - Oto wasze wszystkie dokumenty. Po opróżnieniu szafki zabierz kłódkę ze sobą. Dziękujemy za miło spędzony czas.
 John podał mężczyźnie rękę, pożegnaliśmy się i udaliśmy w kierunku mojej szafki.
 - Wiesz, że to wszystko można jeszcze odkręcić?
 - Wiem, ale nie chcę. Nie mam czasu na szkołę, tą szkołę.
 - Masz coś na myśli?
 - Tak, ale to w domu powiem.
 Wszystkie książki, bloki i zeszyty kładłam Johnowi na rękach. Rzeczy osobiste takie jak zdjęcia moje, chłopaków i moich idoli chowałam do torby. Z zakola wyjęłam kłódkę szyfrową, szafkę lekko przymknęłam. Kroki pokierowałam w kierunku głównego wyjścia. Kiedy po raz ostatni naciskałam klamkę ogromnych drzwi czułam się dorośle. Jakbym ukończyła tą szkołę i przede mną rozciągał się świat możliwości - studia czy kariera zawodowa?
 Wsiedliśmy do auta i udaliśmy się do domu.
 - Jak poszło? - mama od wejścia zaczęła zadawać pytania.
 - Gładko. Nie było większych problemów... Aż do teraz - rodzice stali obok siebie, nadeszła więc idealna chwila na poruszenie tematu ciążącego mi na sercu od dłuższego czasu. - Lepiej usiądźcie.
 Rodzice jak na komendę usiedli przy stole. Serce biło mi mocniej, ręce zaczęły się pocić.
 - Wiesz o co jej chodzi? - mama szeptem zapytała się Johna, który tylko pokręcić głową.
 - Mamo, tato, jest problem - zabrzmiało jak tani tekst w melodramacie.
 - Tylko mi nie mów, że jesteś w ciąży - mama złapała się za głowę, jej na myśl przywodzi tylko te najgorsze scenariusze.
 - Nie! Nic z tych rzeczy!
 - To o co chodzi?
 - Ty na pewno wiesz, że już jako dziecko chciałam być aktorką. Powinnaś to wiedzieć jak nikt inny. A teraz mam taką okazję - podałam im ulotkę, którą w torebce trzymałam już bardzo długi okres. - Jest to ulotka reklamująca casting do filmu. I chcę spróbować.

*************
Przepraszam bardzo za niewielkie zaniedbanie Was, ale niestety jak każdy człowiek miałam drobne kłopoty, jednak teraz postaram się pisać co tydzień jakiegoś posta.
Dziękuję za 13k wejść, 7 obserwujących, to wiele dla mnie znaczy :)
Dziękuję, że ze mną jesteście.
 Endżi

8 komentarzy:

  1. Świetny rozdział! Kocham Twojego bloga! Czekam na następny. http://storyjanoskians.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. rozumiem nieobecność :)
    kocham to opowiadanie, nawet nie wiesz jak się ucieszyłam gdy zobaczyłam nowy rozdział, który okazał się świetny. Wspomnę jeszcze, że jest to moje ulubione opowiadanie :) weny życzę
    P.S mogę wiedzieć ile masz lat? (jestem na telefonie i nawet jak gdzieś pisze, to u mnie nie widać :c)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam 17 lat i cieszę się niezmiernie, że lubisz moje opowiadanie :)

      Usuń
  3. Kiedy nastepny? Umieram czekając na dalsze losy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zaczęłam pisać, ale niestety trwa szkoła i muszę się uczyć, jednak do piątku postaram się opublikować już 40-ty rozdział :)

      Usuń
  4. Wpadniesz do mnie.,? http://my-story-with-janoskians.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. blog jest nawet spoko chociaż (nie hejtując) błędy rzucają się w oczy :) życzę ci rozwoju bloga :)

      Usuń
  5. Czekam na następny...Kocham tego bloga...

    OdpowiedzUsuń