niedziela, 2 czerwca 2013

#19

 Przyjaciółka dość szybko mi odpisała, pomimo faktu, że u dziewczyny było coś koło godziny 13 a był to środek tygodnia.
 - Jasne, że się o takie coś zapytała? - przeczytałam na ekranie laptopa.
 - Sama byłam zszokowana tym pytaniem!
 - A piła coś wcześniej?
 - Podejrzewam, że tak, ale nie mam pewności, bo nie było mnie w domu tylko byłam z chłopakami cały dzień.
 - To grubo! Mam nadzieję, że nam nic takiego nie zrobi.
 - No ja również. Ty w ogóle nie w szkole?
 - Już koniec miałam, więc jestem teraz w domu - oznajmiła.
 Chwilę jeszcze pisałam z dziewczyną, potem poszłam się umyć i spać.
 Na rano zadzwonił budzik, to spowodowało grymas na mojej twarzy. Kolejny dzień szkoły nie wróżył nic dobrego pomimo spotkania z chłopakami. Tylko to lubiłam w szkole. No i szafki, których nie było w szkole w Polsce, a to przydaje się do trzymania ciekawych rzeczy tak jak w przypadku Luke'a jest to pudełko z robakami, których jai wręcz nie znosi.
 Ubrałam na siebie mundurek i nałożyłam lekki makijaż składający się aż tuszu do rzęs oraz pomadki ochronnej na usta. 
Zeszłam do kuchni, w której panowała cisza. John zapewne wstał wcześniej i poszedł już do pracy, a mama jak zwykle spała do 10 i wstawała sobie beztrosko tylko po to, by przygotować obiad dla nas. Przygotowałam sobie miskę płatków czekoladowych z mlekiem, usiadłam do stołu i zaczęłam się delektować śniadaniem. Wypuściłam psa na ogródek i wyszłam na ganek czekać na jednego z bliźniaków.
 Mijały kolejne minuty a chłopaka wciąż nie było. Co chwilę sprawdzałam godzinę na Iphonie i przestąpywałam z nogi na nogę. Po 15 minutach stwierdziłam, że do szkoły udam się sama, więc wyjęłam z torebki słuchawki, podłączyłam je do telefonu, głośniczki włożyłam do uszu i ruszyłam w kierunku szkoły.
 Wsłuchując się w przekaz tekstu piosenki nie słyszałam żadnych dźwięków z zewnątrz.
 Nagle podskoczyłam i machnęłam ręką do tyłu, kiedy ktoś uścisnął mnie za "boczki". Odwróciłam się i spojrzałam na oprawcę.
 - Jai! Co ty do cholery robisz?! - chłopak trzymał się za brzuch i zgięty w pół śmiał się.
 - Przepraszam, ale szłaś machając tyłkiem, poza tym nie słyszałaś jak cię wołam, więc... rozumiesz, że musiałem? - zasapany próbował złapać oddech.
 - Nie! - uderzyłam go lekko torebką w ramię. - I wcale nie machałam tyłkiem!
 - Właśnie że tak! - uśmiechnął się i wyprzedził mnie o kilka kroków. - Szłaś kręciłaś właśnie tak... - szatyn wypiął pośladki do tyłu, zrobiła dziubek i machał odbytem na boki.
 - A zamknij się - nogą odepchnęłam jego dupę. - Nawet jeżeli machałam, to na pewno nie tak mocno jak to pokazujesz.
 - Mi nie wierzysz? Mi? - pokazał dłonią na siebie. - Ranisz moje uczucia.
 - Oj biedaczysko. CO ty teraz zrobisz? - zmierzwiłam jego włosy.
 - Nie! Tylko nie dotykaj włosów! Wiesz ile je układałem?
 Chłopak nonszalancko poprawił włosy.
 - Zgaduję, że około kilku sekund podczas poprawiania krawata.
 - Haha! Byłaś blisko! Minutę!
 - O, gratuluję! Choć raz przyłapałeś mnie na błędzie - pokazałam chłopakowi język.
 - Raz? Na pewno nie! było ich więcej, ale nie chcesz się przyznać!
 - Kogo ty chcesz oszukać?
 - Mamę oszukasz, tatę oszukasz, ale życia nie oszukasz! - zaśmiał się.
 Pod budynkiem przywitałam się Danielem i resztą chłopaków i wraz z Jamesem udałam się do klasy na lekcje. Rozsiadłam się w ostatniej ławce i patrzyłam na tablice. Po chwili wzrok mi się rozmarzył i przed oczyma miałam obraz wspólnego sylwestra z Vicky i chłopakami. W głowie miałam plan na idealną imprezę sylwestrową w moim dotychczasowym życiu, choć znając siebie upiję się szampanem jeszcze przed północą i przez resztę wieczoru będę nie do zniesienia. Otrząsnęłam się i wytężyłam wzrok na nauczyciela, który czarnym markerem zapisał już jedną z dwóch tablic. Nie rozumiałam nic z rozpiski atomów po angielsku, więc do zeszytu przepisałam tylko szlaczki przypominające pismo.
 Do drzwi klasy rozbiegło się pukanie.
 - Proszę! - nauczyciel odwrócił się w kierunku drzwi.
 - Dzień dobry - przez drzwi weszli uśmiechnięci bliźniacy. - Możemy coś ogłosić?
 - Proszę.
 Luke spojrzał na Jamesa, który w tym momencie pokazywał znak minetki do chłopaka.
 - James, wiem że jesteś niewyżyty ale proszę, poczekaj do wieczoru - brunet odchrząknął i usiadł w miarę normalnie w ławce.
 - W przyszłym tygodniu odbędzie się Dzień Kulinarii, w którym każdy będzie mógł pochwalić się swoimi umiejętnościami gotowania i przynieść przygotowanie przez siebie danie do szkoły -  oznajmił Jai.
 - Czy to jest wasz pomysł? - zapytał profesor poprawiając okulary na nosie.
 - Na szczęście nie. My byśmy wymyślili coś bardziej oryginalnego, coś...
 - ...mniej normalnego... - dodał Luke.
 - ... i coś bardziej zabawnego, a nie jakieś kujońskie... coś.
 Mężczyzna spojrzał na nich spod szkieł.
 - To my już sobie pójdziemy, Luke?
 - Tak, sądzę że to całkiem dobry pomysł, jak na twój - Jai począł wypychać brata kolanem z sali. - To do później, Jeremy.
 - Wynoście się! - wrzasnął fizyk i cisnął kredą w zamykające się drzwi.
 - Oh, Jeremy! Głęboko wsadź mi! - zaśpiewał James na tyle cicho, że nauczyciel go nie usłyszał.

 - Hej, Angie! - zawołał chłopak.
 - Tak?
 - Z kim przygotowujesz tą potrawę? Bo wiesz, ja gotować nie umiem i...
 - Raczej sama.
 - A nie chciałabyś może mnie wziąć pod swoje skrzydła? - rozłożył ręce.
 - A umiesz przygotować bigos? - zapytałam.
 - Bi-co?
 - Bigos! Danie polskich Bogów!
 - Nie, raczej nie...
 - Przykro mi - położyłam rękę na ramieniu Jamesa. - Dla mnie w tym zadaniu jesteś bezużyteczny.
 - Nie mów tak - zrobił minę a'la biedny piesek.
 - Ale taka prawda.
 - Dlaczego każdy mi to robi?! - zakrył twarz dłońmi i udając płacz odbiegł kilka metrów ode mnie.
 - Debile... - powiedziałam do siebie i udałam się do szafki.
 - No cześć - o szafkę obok oparł się Daniel.
 - Znamy się?
 - OK... - odwrócił się na pięcie, zaczesał dłonią włosy do tyłu i odmaszerował.
 - Chodź tu głupku - złapałam go za nadgarstek.
 - O, to jednak mnie znasz?
 - A wolałbyś nie?
 - Może... - uśmiechnął się. - A ty jak myślisz?
 - Myślę, że ty i twoi koledzy to banda idiotów, których kocham.
 - Uuu, jakiś seks zbiorowy się szykuje? - oblizał usta.
 - Nie, nie to miałam na myśli.
 - A szkoda... - z ust zrobił odwróconą podkowę.
 Rozbrzmiał dzwonek, kiedy Daniel akurat coś do mnie mówił. Patrzyłam chłopakowi na poruszające się wargi, jednak nie mogłam zrozumieć co do mnie właśnie powiedział.
 - Poczekaj, co powiedziałeś? - zapytałam.
 - A co, ktoś nie usłyszał?
 - No ale powtórz, co mówiłeś?
 - Co Luke?! Co chcesz?! - powoli odsuwał się ode mnie.
 - Przecież nikt cię nie wołał.
 - Ale ja słyszałem jego głos. To telepatia.
 - Ciekawe.
 - A jak przydatne! - Skip coraz bardziej się oddalał.
 - Jesteście dziwni! - zawołałam kiedy ten był na końcu korytarza.
 - Ale za to nas kochasz! - odwrócił się na pięcie i wysłał mi buziaczka.
 Dotknęłam policzka na znak, że przyjęłam przesyłkę.

 Przez resztę dnia w szkole nigdzie nie mogłam znaleźć nastolatka. Pomimo wysyłanych mu smsów on nie odpisywał, anie nie odebrał żadnego z 30 połączeń.
 - Idziesz z nami? - zagadnął do mnie Luke.
 - Idę gdzie?
 - Daniel nic ci nie mówił?
 - Może mówił, ale go nie słyszałam...
 - To idziesz z nami? - zapytał ponownie.
 - No ale gdzie?
 - No jak to gdzie? No do Beau na obiad!
 - Nie wzięłam pieniędzy z domu.
 - Żaden problem! On stawia! Dzisiaj dostanie wypłatę - dodał szeptem.
 - Ok.
 - To świetnie! - chwycił mnie a rękę. - Idziemy!
 - Ale tak od razu? - zapytałam ciągnięta przez szatyna.
 - No a jak! James i ta cipa już pewnie tam są.
 - A Daniel?
 Chłopak nic nie odpowiedział. Jakbym w ogóle nie zadała pytania, ani go nie ponowiła kilkakrotnie.
 Przez całą drogę ze szkoły do McDonalda bliźniak ciągnął mnie za rękę nic nie mówiąc, tylko podśpiewywał sobie piosenki One Direction pod nosem.
 Przed budynkiem, w którym znajdował się fast-food stali Jai i James, który w ręce trzymał czarną bandankę. Luke puścił mnie i milcząc wszedł do środka. Jai złapał mnie za obie ręce a jego towarzysz zawiązał mi chustę na oczach.
 - O co chodzi? - zapytałam.
 - Shhhh, już zaraz się dowiesz - zachichotali.
 Chłopcy prowadzili mnie na oślep przestrzegając mnie tylko bym wysoko podnosiła nogi, bo nie chcą mnie zbierać ze schodów.
 - Dam dam dadam, dam dam dadam... - zaczęli podśpiewywać, kiedy usłyszałam skrzypnięcie drzwi.
 Zaprowadzili mnie do jakiegoś stolika i kazali usiąść, jednak zabronili mi zdjąć przepaski. Siedział na miejscu, serce biło mi jak oszalałe. Mogłam zdac się tylko na słuch, który oznajmił, że obok mnie siedzi dławiący się od śmiechu najstarszy z braci Brooks.
 - Możesz zdjąć przepaskę - usłyszałam głos Daniela.
 - No nareszcie! Masz mi dużo do wytłu... - spojrzałam przed siebie i wybuchnęłam śmiechem.
 Przede mną stał młody Sahyounie przebrany za czerwonego Teletubisia - jedną z moich ulubieńszych postaci z bajek z dzieciństwa. Zza siebie wyjął bukiet czerwonych róż, z których połowa już nie miała płatków. Otarłam łzy ze śmiechu.
 - Z jakiej to okazji? - zapytałam.
 - Tak bez okazyjnie - wzdrygnął ramionami i uśmiechnął się jak pięcioletni chłopiec.
 - Dziękuję ci, Po - zaśmiałam się.
 - Nie ma za co. Już ci zamówiłem jedzenie - wskazał na stolik.
 - Happy Meal?
 - Bo w zabawkach były kucyki Pony - odezwał się Jai.
 - Kucyki Pony przecież pożerają ludzi!
 - Żartujesz? - zapytał Beau zasłaniając usta ze zdziwienia.
 - Nie, to nie żart - oznajmiłam. - To krwiożercze bestie, które tylko na pozór są urocze. Postawię sobie figurkę kucyka koło łóżka a ona ożyje i pożre mnie we śnie.
 - A co wiesz o Syrence Arielce? - zapytał Jai.
 - To nie syrenka. To kobieta pożerana od dołu przez rybę bez oczu.
 - A wracając do Pony, ja cię obronię - Skip wtulił się we mnie, a za nim reszta chłopaków.
 - My wszyscy cię obronimy! - oznajmił Jai.
 - Dziękuję chłopcy, jesteście cudowni.

 W McDonaldzie spędziliśmy jeszcze 2 godziny, po czym udaliśmy się w drogę powrotną do domu. Beau wyzwał Daniela, by ten w stroju Teletubisia przejechał metrem do domu, a ja miałam to udokumentować kamerą, więc ja wracałam z nim metrem, a reszta chłopaków wracała vanem z Beau.
 Idioci, ale ich kocham.

***************************
Jeden z dłuższych rozdziałów na tym blogu, jestem z siebie dumna :D jest to spowodowane słuchaniem muzyki podczas pisania a także jako taką weną. Następny post napiszę po powrocie z wycieczki. Proszę, komentujcie bloga. nie musi to być nie wiem ile zdań, bo mnie wystarcza jedno słowo. Mam nadzieję, że się podoba.
enjoy  xoxo

4 komentarze:

  1. "- Oh, Jeremy! Głęboko wsadź mi! - zaśpiewał James" leże hahahaha :D
    PO, mój ulubiony teletubiś <3
    Świetny rozdział :)
    Czekam na następny xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej! Tu dziewczyny z The Janoskians Oficjalny Polski Blog. Właśnie utworzyłyśmy zakładkę z FanFiction o Janoskians. Sprawdź na stronie jakie są warunki dodania linka do twojego opowiadania i potwierdź, kiedy będą spełnione :))
    Pozdrawiamy
    K&A

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaraz Cię dodamy! :) Tylko co do buttona, to nie odsyła on do naszej strony. Musisz przy dodawaniu tego obrazku wpisać także w polu: "link" adres The Janoskians Oficjalny Polski Blog--> http://the-janoskians-poland.blogspot.com/, żeby przenosiło bezpośrednio na tę stronę :) Dziękujemy za zgłoszenie się do FanFiction! Jesteś pierwsza ;)

      K&A

      Usuń