Za oknem unosiła się mgła gęsta jak mleko. Stałam przy oknie z kubkiem parującej herbaty, starając się ujrzeć za oknem podwórko. W dali pojawiła się postać, która stawała się coraz wyraźniejsza. Serce zabiło mi mocniej. Odstawiłam kubek na parapet, poprawiłam niechlujnie upiętego koka, na usta nałożyłam szminkę w kolorze bladego różu. Wyjrzałam ponownie za okno - postać była coraz bliżej.
Pospiesznie poprawiłam sukienkę i wsunęłam stopy w baletki. Czułam, że to idzie mój ukochany.
Wybiegłam z domu i stanęłam tuż przed drzwiami spokojnie czekając na ukochanego. Z mgły wynurzyła się postać męskiej postury, ubrana w kamizelkę i kaszkiet. W ręce trzymał bukiet róż. Serce biło mi jak oszalałe, zaczęłam biec do postaci, chcąc rzucić się mu na szyję i pocałować jednak... to był chłopiec, który wręczył mi kwiaty, zdejmując kaszkiet ukłonił się i ruszył w kierunku z którego przyszedł. Spojrzałam na kwiaty, które są krwistą czerwienią kontrastowały z otoczeniem. W środku bukietu znajdowała się niewielka karteczka, którą rozwinęłam i przeczytałam.
"Idź za chłopcem a mnie znajdziesz".
Trzymając bukiet w rękach przyspieszyłam kroku, by dogonić wciąż uciekającą postać, która zniknęła mi z oczu na kilka metrów przed ogromną, żeliwną bramą otoczoną wysokim kamiennym murem. Popchnęłam lekko uchylone drzwi i znalazłam się w ogrodzie pełnym wysokich krzaków róż. Zewsząd dobiegały mnie dźwięki skrzypiec i fortepianu. Udałam się ścieżką, która wiodła przede mną. Muzyka stawała się coraz głośniejsza, aż ujrzałam przepiękna drewnianą altanę ze złotymi zdobieniami. Na środku altany stał stary gramofon, z którego wydobywała się muzyka i stół nakryty białym obrusem, z pełną zastawą na sobie. Ktoś dłońmi zakrył mi oczy. Serce zabiło mocniej. Upuściłam bukiet na ziemię, szybkim ruchem okręcając się i łapiąc postać za dłonie. To był on. Na twarzy wymalował się uśmiech, który nie znikł w trakcie pocałunku.
W pokoju unosił się zapach męskich perfum,
jakie wniosłam w nocy wraz z bluzą Daniela. Zapach przyjemny jak sen, który
miałam. Przeturlałam się po łóżku owijając się w kołdrę niczym w kokon. Panele
bez choćby najmniejszego dywanika jeszcze bardziej potęgowały chłód
dzisiejszego poranka.
Za oknem było szaro i pochmurno, chodnik
błyszczał od spadających kropel deszczu. Spod nagrzanej moim ciałem kołdry
wysunęłam rękę, którą chwyciłam za telefon, szybkim ruchem kciuka odblokowując
go. Na ekranie nie było żadnych powiadomień o nieodebranych połączeniach,
nieprzeczytanych wiadomościach, nowych e-mailach czy wiadomościach głosowych.
Spojrzałam ostatni raz na zdjęcie ustawione jako tapeta, niezmienną od końca
października fotografię mnie i Daniela. Z uśmiechem na twarzy przyłożyłam
aparat do piersi i zablokowałam go. Zawsze kiedy widzę to zdjęcie wspominam
każde minuty z naszego pierwszego spotkania.
Telefon rzuciłam na łóżko, gdzie bezpiecznie
wylądował na mojej poduszce. Na głowę narzuciłam kołdrę i niczym wyrośnięta
poczwarka powędrowałam do kuchni, skąd dochodziły mnie głosy rodziców.
- Witam jakże piękną gąsienicę - John nie
obyłby się bez żartu.
- Witam jakże kochającego ojczulka, który
wchodzi z nastolatkami w jakieś szemrane i interesy i daje porwać swoją córkę
jakimś debilom, którzy nie potrafią delikatnie upozorować porwania.
- Odezwali się do ciebie w sprawie tego
castingu? - John zmienił temat namiętnie wysysając tłuszcz z kawałka boczku.
- Jeszcze nie. Nie wiem czy w ogóle zadzwonią.
- Bądź dobrej myśli.
- Staram się.
Całe rodzinne śniadanie umilałam opowieścią
wczorajszego porwania, wyrzucałam Johnowi to jak bardzo się bałam gdy słyszałam
jak nagle umilkł i bicie pięścią w brzuch tak mocno, aż ból tej osoby czułam we
własnym ciele. John śmiał się tylko, pochłaniał kolejne kawałki wieprzowiny i podkreślał, które części tego "genialnego planu" sam wymyślił.
W łazience spędziłam pół godziny doprowadzając się do stanu, w jakim mogłabym wyjść z domu. Nadgarstki i kostkę miałam sine, prawy bok obolały od wczorajszego upadku na beton. Przemyłam twarz, poprawiłam makijaż i udałam się do pokoju, gdzie ubrałam się w bluzę od Daniela i długie jeansy, odpowiednio do panującej na zewnątrz pogody.
Było już południe, gdy wyszłam z domu i udałam się w kierunku domu braci Brooks, by oddać pożyczone wczoraj buty. Drzwi otworzyła mi pani Gina, która z uśmiechem na twarzy wpuściła mnie do środka i poinformowała o miejscu pobytu swoich synów. Weszłam do pokoju bliźniaków, którzy jeszcze leżeli na swoim piętrowym łóżku pogrążeni w śnie. Usiadłam na krześle stojącym naprzeciwko ich i wpatrywałam się w nich jak w obrazek. Uroczo się ślinią podczas snu. Postawiłam buty obok krzesła, na kartce leżącej na biurku podziękowałam za pożyczenie butów i wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Oparłam się plecami o ścianę i zaczęłam intensywnie myśleć. Głos w mojej głowie podpowiadał mi jak inaczej podziękować im za pożyczenie butów.
- Pani Brooks, czy ma może pani taśmę izolacyjną?
- Sprawdź w samochodzie. Chłopcy pewnie jej stamtąd jeszcze nie wynieśli - bez żadnych zastrzeżeń kobieta rzuciła mi kluczyki od samochodu, z którymi wyszłam na podwórko. Odblokowałam centralny zamek i zaczęłam szperać w vanie w poszukiwaniu taśmy. Odgryzając kawałki taśmy ruszyłam w kierunku pokoju bliźniaków. Mijając Ginę uśmiechałam się demonicznie. Weszłam do pokoju po cichu, nie chcąc obudzić chłopaków. Gina stanęła w drzwiach i przyglądała mi się co robię.
Chwyciłam za jednego z butów, którego przyłożyłam do nosa i ust Luke'a, przyklejając go podeszwą do góry. Tak samo postąpiłam z Jai'em. Mama braci Brooks starała się powstrzymać śmiech. Na pamiątkę mojej zbrodni zrobiłam zdjęcie, które po chwili udostępniłam na instragramie i twitterze.
- Dobra robota - Gina przybiła mi piątkę.
- Dziękuję. Jak się obudzą to proszę im przekazać, że to mój odwet za wczorajsze porwanie - uśmiechnęłam się i opuściłam posesję przy 38 Widford Street.
Dumna z siebie włożyłam słuchawki w uszy i udałam się w drogę powrotną do domu. Na kilka metrów przed wejściem do domu muzyka zastopowała się, a telefon zaczął wibrować. Wyjęłam go z kieszeni spodni i spojrzałam na wyświetlacz.
"Nieznany numer".
Nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Słucham? - zapytałam niepewnie, głos i nogi trzęsły mi się nieubłaganie.
- Czy dodzwoniliśmy się do Angie...
- Tak, to ja - nie pozwoliłam dokończyć zdania mojemu rozmówcy.
- Dzwonimy w sprawie castingu, w którym wczoraj wzięła pani udział. Dzwonimy z informacją o pani przyjęciu do roli w filmie - łzy szczęścia napłynęły do moich oczu. - Czy jest pani skłonna pojawić się dzisiaj w Bibliotece Stanowej Wiktorii w celu zapoznania się z planem?
- O Mój Boże! Oczywiście! Tak! - skakałam w miejscu i ocierałam łzy.
- Cieszy nas pański entuzjazm - głos w słuchawce zaśmiał się. - Proszę przybyć o 17-stej.
- Do zobaczenia - trzymając telefon przy uchu czekałam aż usłyszę dźwięk zakończonego połączenia.
Krzyknęłam jak najgłośniej mogłam by wyrzucić z siebie emocje. Sąsiedzi patrzyli się na mnie jak na wariatkę.
- DOSTAŁAM SIĘ!
***********
Angelikę czekają wielkie zmiany :D
Efekt snu sprzed kilku tygodni i nagłym napływem weny wieczorem :)
Jeżeli lubicie tego bloga, to proszę o okazanie tego w komentarzach :)
Nie wiem kiedy dodam kolejny rozdział, gdyż muszę mamie pokazać oceny, z których jestem średnio zadowolona.
Dziękuję za każde miłe słowo w komentarzu, które czytam w szkole z mocniej bijącym sercem. Każdy komentarz, każde słowo powoduje, że mam zaciesz na mordce :)
Dziękuję, xoxo
Genialne!! :D Uwielbiam to opowiadanie!! <3 Wiedziałam, że Angelika się dostanie. I fajna zemsta xd Czekam na nn :**
OdpowiedzUsuń@Epic40713354
ZAREAGOWAŁAM TAK SAMO JAK ANGELIKA, GDY ZOBACZYŁAM, ŻE DODAŁAŚ ROZDZIAŁ XD ~Basia
OdpowiedzUsuńKocham Kocham!!! ♥
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Kocham tego bloga!!!
OdpowiedzUsuńŚwietny kochana i szkoda że w takim momencie skończyłaś ! Uwielbiam sceny z Danielem i Angeliką i mam nadzieję , że będzie ich jeszcze więcej :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz! Kocham twój blog <3
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie:) Kocham xx
OdpowiedzUsuń