wtorek, 25 czerwca 2013

#22

MAŁA AKTUALKA!
Z racji, że za kilka dni zaczynają się wakacje, chciałam Was poinformować, że posty nie będą dodawane regularnie w środy i soboty. Będę je dodawała kiedy tylko będę miała dostęp do Wifi, gdyż przez telefon mam dostęp do kolejnych sześciu zapisanych rozdziałów. Obiecuję, że gdziekolwiek wyjadę to będę miała  kartki i długopis by pisać kolejne części opowiadania i kiedy będę mogła, będę publikowała kolejne posty.
 Udanych wakacji.
 Angelika :)

 ~♥~

Ze snu wybudził mnie zapach gotowanego bigosu. Otworzyłam oczy i czułam się, jakbym ich w ogóle nie otwierała. W pokoju było ciemno. Na telefonie sprawdziłam godzinę  i choć trudno w to uwierzyć była ósma rano. Zaczęłam się zastanawiać czy czasem już nie przestawiłam zegarka na czas polski. Odwróciłam się i spojrzałam na okno, które było zalepione jakimś papierem. Wstałam, zapaliłam światło i mój wzrok ponownie powędrował na okno. Na szarym papierze napisane było "Zostań". Chwyciłam telefon, zrobiłam zdjęcie i wysłałam je do Daniela z dopiskiem "przepraszam, ale nie". Weszłam do kuchni i na stole ujrzałam bukiet róż, który wczoraj dostałam od ukochanego.
 - Zapomniałaś ich wczoraj wziąć z ganku - matka nie oderwała wzroku od garnka z potrawą.
 - Nie zapomniałam. Zostawiłam je tam - podrapałam się po głowie.
 - Jesteś pewna, że chcesz wracać do Międzychodu?
 - Tak mamo - oznajmiłam wciągając zapach bigosu w nozdrza. - Załatwiłaś sprawę transportu z Poznania do domu?
 - Wuja Paweł cię odbierze. Zamieszkasz razem z nimi.
 - Chłopcy użyczą mi swojego łóżka?
 - Tak. Maciej odstąpi ci swoją część pokoju a sam przeniesie się na strych do swojego warsztatu - oznajmiła.
 - Jaki kochany. Ale on tam przecież nie ma ogrzewania...
 - Wuja zamontuje mu tam grzejnik elektryczny. Tylko wiesz, ile na to prądu idzie...
 - A Marta jest w domu czy w Poznaniu na studiach?
 - Marta tutaj przyjedzie na święta, więc jak ty będziesz od dwóch tygodni w Międzychodzie to Marta właśnie będzie miała lot do Tokio.
 - Czemu do Tokio a nie do Melbourne? - zaciekawiłam się.
 - Chce pozwiedzać Japonię a po dwóch dniach przyleci tutaj.
 - Aha. Też dobrze. Mieszkam tutaj prawie pół roku i poza Melbourne nie byłam nigdzie - oznajmiłam oburzona.
 - A chciałaś kiedykolwiek coś zwiedzać?
 - Tak! Chciałam zobaczyć kangury na żywo! Zapomniałaś? - nie oczekując odpowiedzi udałam się do łazienki by wziąć prysznic.
 Stałam pod strumieniami ciepłej wody i rozmyślałam o rozstaniu z chłopcami. Byli jedynymi moimi przyjaciółmi tutaj i nie chciałam ich zostawić bez pożegnania. Opatuliłam się w ręcznik, przetarłam ręką głowę i wyszłam do kuchni.
 - Dużo zrobiłaś mi tego bigosu? - zapytałam.
 - Jeden dziesięciolitrowy garnek. A czemu pytasz?
 - Bo chciałabym zawieść jeszcze chłopakom trochę, by poznali najlepsze polskie smaki.
 - To pokładę ci trochę w słoiki i będziesz mogła im wręczyć - oznajmiła matka wyjmując z dolnej szafki opakowanie słoików.
 - Dziękuję - udałam się do pokoju by nałożyć na siebie świeże ciuchy.
 Wróciłam do kuchni gdzie w 5 przewiązanych u góry słoikach znajdowało się Danie Polskich Bogów.
 - Jak myślisz, John mógłby mnie zawieść do chłopaków? - zapytałam wkładając porcje do koszyka.
 - Nie wiem, zapytaj mu się. Jest u siebie w gabinecie.
 Jak matka powiedziała tak udałam się do pomieszczenia biurowego ojczyma. Zapukałam do uchylonych drzwi po czym weszłam do środka.
 - Tato, mam do ciebie prośbę.
 - Słucham - odpowiedział nie odrywając wzroku od monitora komputera.
 - Mógłbyś mnie zawieść do domu państwa Brooks, Sahyounie i Yammouni?
 - Tak, nie ma sprawy. Daj mi  godzinę i możemy jechać.
 Poszłam do kuchni, zjadłam śniadanie i ubrałam się. Z koszykiem pełnym pysznego lecz tuczącego jedzenia udałam się na ganek. Po chwili doszedł John i Jeep'em udaliśmy się pod dom Brooks'ów.
 - Nie wyłączaj silnika - zamknęłam za sobą drzwi pojazdu.
 Weszłam na teren posesji i zapukałam do drzwi domu. Otworzyła mi Gina, mama całej trójki.
 - W czym mogę pomóc? - zapytała zaglądając do koszyka.
 - Dzień dobry. Jestem koleżanką Beau, Luke'a i Ja'a. Czy są może w domu?
 - Z tego co wiem to nie jesteś ich koleżanką - oznajmiła.
 - Dobrze wiedzieć...
 - Jesteś Angelika, ich przyjaciółka o ile dobrze pamiętam - zaśmiała się. - Chłopcy śpią. A czy to coś pilnego?
 - Nie, tylko chciałam im dać coś, by o mnie nie zapomnieli - z koszyka wyjęłam trzy słoiki bigosu i podałam je Ginie. Może je pani im przekazać?
 - Naturalnie. A co to jest?
 - Bigos. Polskie danie.
 - Dobrze, przekażę.
 - Dziękuję bardzo, do widzenia! - pożegnałam się i wsiadłam do auta.
 Kolejnym przystankiem był dom Jamesa. Tym razem nie otworzył mi rodzic a przyjaciel we własnej osobie.
 - Naprawdę wyjeżdżasz? - zapytał trzymając w ręce słoik.
 - Tak. Jutro o tzrynastej mam samolot do Poznania.
 - To jest wina tej akcji Daniela i Jai'a?
 - Nie tylko. Australia to nie miejsce dla mnie. Nie pasuję tutaj. Bardziej pasuję do znajomych z Polski, którzy nie przeżyją weekendu bez alkoholu lub jakiejś imprezy w plenerze - oznajmiłam kręcąc stopą.
 - Do nas pasujesz jak najbardziej! Przynajmniej tolerujesz nasze zachowanie, przez które nienawidzi nas połowa szkoły. Pokazujesz się z nami publicznie, czego wstydzi się nawet moja mama. Potrzebujemy cię.
 - Miło z twojej strony, ale jednak wracam do domu. Stęskniłam się za rodziną i przyjaciółmi.
 - A za nami będziesz tęskniła? - nastolatek zrobił minę jak smutny piesek.
 - No ba! Oczywiście! - przytuliłam go.
 - Do zobaczenia kiedyś.
 - Odwiedzę was w wakacje.
 - Trzymam cię za słowo - chłopak powolnie zamknął drzwi.
 Nadeszła kolej na odwiedzenie Daniela. Serce biło mi jak oszalałe, w głowie kłębiło się tysiące myśli: co zrobić? Co powiedzieć? Jak zareaguje na nasze ostatnie spotkanie? Ciężko przełknęłam ślinę na widok domu rodziny Sahyounie.
 - Wyłącz silnik - rozkazałam ojcu.
 - Coś czuję że to będzie długa rozmowa... - spojrzał na mnie.
 - Tak, ja też to czuję - wzięłam ostatni słoik w ręce i powolnym krokiem udałam się w stronę domu Daniela.
 Zapukałam i odczekałam chwilę. W drzwiach pokazał się mężczyzna około pięćdziesiątki. Pogłaskał wąsa i oparł się o framugę.
 - Tak? - zapytał.
 - Em... Dzień dobry ja jestem...
 - Wiem kim jesteś - oznajmił. Ze zdziwienia otworzyły mi się szerzej oczy. - Jesteś dziewczyną Daniela, tą Polką?
 - Tak.
 - Daniela nie ma w domu.
 - Mógłby pan mu to przekazać? - podałam mężczyźnie słoik.
 - Zależy czy z zawartością czy bez - odkręcił wieczko i powąchał zawartość. - Ładnie pachnie. Co to?
 - Bigos. Polskie danie przygotowane przez moją mamę. Daję to w ramach pożegnania.
 - Umierasz?
 - Nie, jeszcze nie. Wracam do Polski.
 - Do Polski mówisz? A na jak długo?
 - Na stałe - oświadczyłam.
 - Na stałe? Oj niedobrze, niedobrze... - ponownie pogładził wąsa.
 - Dlaczego niedobrze?
 - Załamie się chłopak znowu. Pewnie dlatego nie wrócił do domu na noc.
 - Jak to się załamie? Nie wrócił na noc? - zaczęłam się powoli denerwować.
 - Ostatnio się załamał po odejściu matki. Wtedy w domu go nie widziałem kilka dni. Policja go znalazła jak siedział pod molo. Później poznał tych braci Brooks i tego Jamesa i się zmienił. Na lepsze. Częściej się zaczął uśmiechać. Ostatnio jak wracał do domu to tylko o tobie mówił. Trochę mnie to już denerwowało ale dobrze, że się zakochał. Już nawet się cieszyłem, że może niedługo poznam synową - zaśmiał się. - Ale nie sądziłem że w takich okolicznościach.
 - Ja w ogóle nie spodziewałam się takiej sytuacji, że pana poznam. Daniel jest bardzo do pana podobny - uśmiechnęłam się.
 - Nie tylko z urody ale także z poczucia humoru - zażartował.
 - Nie wątpię - nastała chwila niezręcznej ciszy.
 - Ojciec się niecierpliwy. Lepiej już uciekaj.
 - Dziękuję za rozmowę.
 - Ja dziękuję, że dzięki tobie Daniel na tak długo zapomniał o problemach.
 Uśmiechnęłam się i poszłam do auta.
 - Ej, dziewczyno! - zawołał mężczyzna. - Nie zapomnij o tej rozmowie, ani o nim!
 Kiwnęłam głową i wsiadłam do samochodu. Łzy samoistnie zaczęły mi spływać po policzkach. Siedziałam chwilę zakrywając twarz w dłoniach.
 - Chcesz pogadać? - zapytał ojciec odpalając silnik.
 - Nie - otarłam łzy. - Zawieź mnie na plażę, proszę.
 - Jak sobie księżniczka życzy.
 Jechaliśmy w ciszy. Cały czas wypatrywałam przez okno i pociągałam nosem. W głowie wciąż miałam szczerą rozmowę z panem Sahyounie. Nigdy bym nie pomyślała, że Daniel tyle przeszedł w życiu. Zagryzłam rękaw bluzy by powstrzymać łzy. Pomimo innego kontynentu pogoda dzisiaj była nie lepsza niż w jesienne polskie popołudnie. Cały dzień było pochmurnie i chłodno. Bóg chyba wyczuwał co dzisiaj jest za dzień. Dzień pożegnań z przyjaciółmi, którzy byli jedynym oparciem na drugim końcu świata.
 Za oknem ujrzałam wybrzeże, a na jego drugim końcu ogromne molo. John wysadził mnie jakieś 10 minut drogi od pomostu i pojechał do domu. Przy wejściu na plażę zadzwoniłam do Skipa, jednak włączyła mi się tylko jego poczta głosowa. Czynność wykonałam jeszcze kilkakrotnie, jednak bez owocnych rezultatów. Wśród masy ludzi zaczęłam szukać nastolatka. Szłam wzdłuż plaży i wypatrywałam go siedzącego tak, jak widziałam go wczoraj, czyli w garniturze. Zaszłam pod molo i ujrzałam tam nastolatka opartego o jeden pal podtrzymujący hydrokonstrukcję. Podeszłam bliżej do chłopaka, który miał na głowie kaptur. Spojrzałam na twarz chłopaka i... to nie był Daniel. Przeprosiłam za naruszenie prywatności i poszłam dalej.
 Przy podstawie pomostu ujrzałam mężczyznę ubranego w garnitur z głową opartą o przedramiona.
 - Daniel? - podeszłam bliżej. Chłopak podniósł głowę i spojrzał na mnie.
 Jego twarz była blada. Pod oczami widniały ogromne cienie, usta bruneta były sine i spękane.
 - Co tutaj robisz? - zapytał trzęsąc się.
 - Twój ojciec powiedział mi gdzie możesz być. Siedziałeś tutaj całą noc?
 - Która jest godzina?
 Spojrzałam na zegarek w telefonie.
 - Dochodzi dwunasta.
 - To tak - przez całe jego ciało przechodziły dreszcze.
 Rozpięłam bluzę i nałożyłam ją na plecy zielonookiego. Zaszłam chłopaka od przodu, usiadłam mu na kolanach i przytuliłam się do niego.
 - Przepraszam - wyszeptał.
 - Cii - uciszyłam go. - Muszę cię rozgrzać.
 Tuliłam chłopaka w ciszy, słyszałam tylko samochody gdzieś na ulicy i spokojne bicie serca chłopaka. Siedziałam na nim dobry kwadrans po czym pocałowałam go w czoło by sprawdzić czy ma gorączkę.
 - Nie chcę cię stracić - powiedział. - Kocham cię.
 - Wiem to, ale i tak chcę wrócić do Polski. Tęsknię za przyjaciółmi.
 - My jesteśmy twoimi przyjaciółmi.
 - Jesteście czymś więcej niż przyjaciółmi, jesteście dla mnie jak rodzeństwo - oznajmiłam.
 - To źle.
 - Dlaczego?
 - Bo to znaczy że jesteśmy w związku kazirodczym - zaśmiał się.
 - Już ci lepiej?
 - Przy tobie tak - wtulił się we mnie mocniej. - Nie chcę cię stracić.
 - Ja ciebie również nie chcę stracić - spojrzałam chłopakowi w oczy, a jego usta były coraz bliżej moich.
 Pocałunek trwał dłużej niż zwykle. Siedzieliśmy tak jeszcze godzinę. Później zadzwoniłam po ojca, który zabrał mnie i Daniela z plaży. Chłopaka odwieźliśmy do domu, pod którym jeszcze się żegnałam z nastolatkiem. Po piętnastu minutach pożegnań wróciłam z Johnem do domu.
 - Jesteś gotowa na wyjazd jutro? - zapytał.
 Westchnęłam głośno.
 - Tak.

6 komentarzy:

  1. Bardzo fajnie piszesz. Już się nie mogę doczekać następnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział, czekam na następny :p xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Dodasz dzisiaj tak z okazji zakończenia roku? xx

    OdpowiedzUsuń